poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 19/20. Wszystko co dobre, zawsze się kończy. [koniec ]

Noc minęła bez większych problemów, poza krzykami Yeola żeby pan Wacek go nie zabijał bo on przecież taki chudy i się nim nie naje. Ta trauma naprawdę silnie na niego wpłynęła.
Kiedy chciałam wstać poczułam że jestem przez kogoś przygniatana. Jak się okazało był to Dongwoo a on natomiast był przygniatany przez Woohyuna. Serio... jak oni mogli tak spać... przecież ani to się przwrócić na drugi bok ani w ogóle się ruszyć... a Dongwoo.... nie należał do osób lekkich.
- Yah, Dongwoo! Złaź ze mnie! Dusisz mnie! - Próbowałam krzyknąć, niestety jego wielka ręka leżała na mojej przeponie co uniemożliwało podniesienie głosu. Westchnęłam, zbierając w sobie siły i spychając z siebie chłopaka, który wylądował całym ciałem na przyjacielu, po czym jak małe dzieci się do siebie przyulili. Cóż... ten widok normalnie powinno uznać się za uroczy, ale widziałam za dużo rzeczy, by stwierdzić że teraz to urocze.
Kiedy tylko wystawiłam głowę z namiotu, do moich nozdrzy dostał się świeży zapach powietrza. Zapach drzew, liści... Naprawde żeśkie powietrze. Aż szkoda opuszczać to miejsce, no ale czego nie robi się dla przyjaciela po przejściach?
Pozbierałam swoje rzeczy, rozejrzałam się i spojrzałam na śpiących pod prowizorycznym namiocie Gyu i Sungjonga. Cóż... to była kara. Co prawda w nocy zawsze zimno ale wystraczyło że się do siebie przytulili i okryli szczelnie kocem i tadam. Jak by się nie było takim roztrzepanym to by się teraz nie nocowało pod gołym niebem.
Podeszłam do nich i zaczęłam ich szturchać.
- Hej, wstawajcie! Zbieramy się do domu.
W odpowiedzi usłyszałam:
- Mamo... jeszcze pięć minut...
Naprawdę. Wiem że byli zmęczeni, ale... serio?
- Wstawajcie albo was tu zostawię. - Mruknęłam, niemal nimi szarpiąc bo jak ich budzić to tylko w taki sposób. W końcu... Otworzyli zaspane oczy i rozejrzeli się po czym spojrzeli na mnie.
- Emi.... Co z twoimi włosami? - Zapytał Gyu.
- Co? Co z nimi?
- Ptaki zrobiły sobie z nich gniazdo? - Na jego pytanie zacisnęłam szczęki. Wiedziałam że tak będzie. Moje włosy zawsze się kręciły przez wilgoć i robiło się z nich siano... ale zawsze prosiłam by mi o tym nie mówić. Układanie takich włosów to ciężki orzech do zgryzienia.
- Lepiej zamilcz i się ogarniaj, bo cię tu na prawdę zostawię i będziesz wracał do domu z laczka! - syknęłam po czym wróciłam do niamotu i zaczęłam budzić resztę.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Kiedy już wszyscy byliśmy przygotowani, zaczęliśmy się kierować do autostrady, gdzie czekał już na nas samochód. Wsiedliśmy i w ciszy ruszyliśmy w droge powrotną. Widząc przytulonych do siebie Myungsoo i Yeola, na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Tak myślałam że ten wyjazd dobrze im zrobi. Myungsoo w końcu zauważył prawdzie intencje Yeola i go zaaceptował. Nie można było tak od razu? Tylko trzeba było zachowywać się jak burak? 
W każdym razie cieszyłam się ich szczęściem.
Woohyun i Hoya... Cóż... oni najprawdopodobniej nigdy się nie zmienią. Mimo że Hoya do końca jeszcze nie wyzdrowiał już siłował się z Woohyunem na ręke i przekomarzał się poraz setny że jego abs jest tak perfekcyjny że można na nim prać pranie. 
Hahahaha. Całkiem dobry tekst....
Woohyun jak zawsze miał odmienne zdanie. 
Gyu, rozmyślał... Albo i nie? Ledwo wyjechaliśmy a ten już wyglądał jakby się czegoś naćpał. Jego głowa spoczywała na oparciu, oczy wbite w okno a z kącika ust leciała mu ślina. 
- Czy ktoś wie, co jest Gyu? - Zapytałam. 
- Wziął te swoje witaminki. Chyba też ma traumę bo tej wycieczce i musiał się odstresować. Pewnie biega na swoim nagim Layu po tęczy i je watę cukrową. - Odezwał się Dongwoo. Spojrzałam na niego, unosząc brew ku górze.
- Nawet nie pytam skąd to wiesz... ah zapomniałam... też to bierzesz. - Rzekłam, przytakując głową na swoje słowa. 
- Też chcę mieć coś od życia! - Uniósł się dumnie. 
Co? Od życia? Jakby życie za mało mu w dupe nakopało ale kto co lubi.
Sungjong jak zwykle zlewał na wszystklo i na wszystkich, słuchając swojej muzyki a Ann? Ann od jakiś pięciu minut mi się przyglądała z uwagą. 
- Co jest? - Zapytałam. 
- Wiesz, że jutro wyjeżdżamy, prawda? - Kiedy wypowiedziała te słowa, zrobiło mi się momentalnie przykro. Nie chciałam wyjeżdżać. Wcale a wcale. To fakt że mnie denerwowali... wkurzali i doprowadzli do białej gorączki, ale... takich jak oni nigdzie nie znajdę...Będzie naprawdę smutno kiedy będe musiała ich zostawić. 
- Wiem... Ale na razie nie mówmy o tym. Mamy jeszcze dzień więc... pozwól mi się tym nacieszyć. - Oznajmiłam, na co przyjaciółka przytaknęła głową.

Kiedy dojechaliśmy do domu, wszyscy, skierowali się do swoich pokoi. Ja natomiast ruszyłam do kuchni w celu przygotowania czegoś do jedzenia ale co się okazało? Nic nie ma. Znowu. Oni są w ciąży czy jak? Wpieprzają wszystko co jest w tej lodówce i pewnie jakby mogli zeżarli by i lodówkę. 
- Ej ludzie! Idziemy na miasto bo jak zwykle nic nie ma do jedzenia, wy głodomory. - Krzyknęłam a ci wylecieli z pokoi jak burze, stając jeden za drugim. WTF co się stało właśnie? 
Wyszliśmy z dormu i udaliśmy się do restauracji na porządne jedzenie. Mimo wszystko każde z nas było głodne po tym obozie, gdzie działo się naprawde wiele. 
Kiedy weszliśmy do restaruacji, podeszliśmy do stolika i usiedliśmy a w mgnieniu oka pojawiła się przy nas kelnerka z kartami menu i dała po jednej każdemu z nas. 
- Ja chce dwa wielkie steki! - Odezwał się Dongwoo.
- Sam jesteś jak ten stek... - Mruknął Myungsoo.
- Ej, bez takich! - Rzuciłam. 
- Gyu co bierzemy? - Usłyszałam głos Woohyuna. 
- Może... hmm... danie dla dwojga? - Zaproponował i spojrzał na swojego... chłopaka? To był już jego chłopak, prawda? 
- Co tylko sobie życzysz. - Odpowiedział czule Nam, gładząc Gyu dłonią o twarzy. Jak już mówiłam.. nie żebym coś miała go gejów... ale jestem głodna... 
- Ej, Hoya to może my też weźmiemy dla dwojga? - Nagle Dongwoo odechciało się steków.
- Kocham cię, ale nie. Nie będę jadł nic co jest dla dwojga tym bardziej że składników jest tu tyle co mięsa w parówkach. Ja biore kimchi i wodę. 
- A wy chłopaki? - Spojrzałam na Myungsoo i Yeola, którzy intensywanie wpatrywali się w siebie jakby... no ja wiem? Jakby wzrokiem chcieli wygrać jakieś danie. 
- AH! Dobra! Niech ci będzie! - W końcu Myungsoo wybuchł, krzyżując ręce i się obrażając.
- Yay! - Krzyknął Yeol. - Danie dla dwojga! 
Sungjogn wziął to samo co Hoya, więc kiedy złożyliśmy nasze zamówienia, pozostało nam tylko czekać. Na całe szczęście nasze jedzenie przyszło całkiem szybko i gdy tylko każdy otrzymał swoje danie, zaczęli tak wciągać że aż im się uszy trzęsły. Może oni nie są w ciaży... no jakże mogliby być... jedzą tak dużo bo może mają tasiemca? Róźnie może być. 
Kiedy każdy się już najadł, zapłaciłam za wszystkich i wyszliśmy z restauracji, po czym usłyzałam pytanie.
- Idziemy gdzieś czy wracamy do domu? - Spojrzałam na Ann. A ona nie miałą dosyć. Fak faktem rano miałyśmy lot, więc trzebab yło to jakoś wykorzystać. 
- Może... może idziemy na lodowisko? - Zaproponował Dongwoo. Widać było że bardzo chciał iść widząc op jego oczach. 
- Całkiem nie taki głupi pomysł. - Przytaknął mu Woohyun. 
Tak... problem był taki że... ja nie umiałam jeździć na łyżwach. Nigdy nie wchodziłam na lodowisko, więc... osobiście wolałabym nie iść, ale zawsze mogę posiedzieć i na nich poptrzeć. Nawet sama Ann nie wiedziała o mojej tajemnicy a byłyśmy przyjaciółkami od zawsze. 
- W porządku, chodźcie. - Rzuciłam z uśmiechem i razem skierowaliśmy się do celu. 

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Kiedy dotarliśmy na miejsce, chłopaki byli nieźle podekscytowani, jakby widzieli to miejsce poraz pierwszy, chociaż może faktycznie tak jest.
Poszli po swoje łyżwy, ubrali je w zastraszającym tempie i wlecieli na lodowisko jak stado dzikich małp, wrzeszcząc, krzycząc i mało nie taranując spokojnie cieszących się życiem ludzi. 
Jako ostatnia ruszyła z a nimi Ann, ale kiedy zauważyła mnie, zdziwiła się.
- Nie jeździsz? - Zapytała na co ja pokręciłam przecząco głową. - Dlaczego?
Serio miałam jej to powiedzieć? Trochę siara, no ale była moją najlepszą przyjaciółką. Nigdy nie miałam przed nią żadnych tajemnic.
- To troche żenujące.... ale nie umiem... - Oznajmiłam z żałosnym uśmiechem na twarzy, na co ta się zaśmiała i oznajmiła.
- Nie przejmuj się. Ja słąbo jeźdżę, ale nie jest to trakie trudne. Idź po swoje i cię nauczę. - Powiedziała z uśmiechem, wię nie łatwo było jej odmówić. W kilka minut miałam już na sobie łyżwy i chciałam wejść na lodowisko ale się zawahałam. 
- No chodź. - Usłyszałam głos przyjaciółki, która stała już na lodowisku i wbijała we mnie swój wzrok, wyciągaąc do mnie ręke. 
Wzięłam głęboki wdech i kiedy chciałam złapać jej ręke, ktoś inny niestety złapał moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Kto to był? Hoya. 
- CZŁOWIEKU ZWOLNIJ! ZABIJESZ NAS! - Zaczęłam krzyczeć, ściskając jego ręke mocniej. Naprawdę się bałam że zaliczę taką glebę iż już mnie nie pozbierają. 
- Nie martw się, nic ci nie będzie! Po prostu się puść i poruszaj nogami a automatycznie złapiesz rytm jazdy! - Odpowiedział z uśmiechem.
- Mówisz to osobie która od lat nie weszła na lodowisko! - Rzuciłam, trzymając się go kurczowo. Ten natomiast zwolnił i odwrocił się w moją stronęm mówiąc. 
- Nauczę cię. To naprawdę łatwe.
- Ann powiedziałą to samo, ale nie zdążyła mi tego udowonić, bo mnie pociągnąłeś za sobą. Ładnie to tak? Chciałeś mnie zabić? - Zapytałam, mrużąc oczy.
 - Nie mów tak, nikt cie nie chciał zabić. Spokojnie. A teraz, patrz. - Chłopak zaczął mi pokazywać jak mam ruszać nogami, jak się odpychać i łapać rytm jazdy i nie kłamał. To było całkiem proste, jednak jeśli chodziło o takie rzeczy zawsze byłam niezdarą. Łatwo się potykałam i coś łamałam, więc bałam się że i tym razem coś takiego się zdarzy. 
- Puść mnie. - Oznajmił.
- Co?
- Puść i spróbuj sama. Zobacz jak ci idzie, teraz wystraczy że mnie puścszć a sama pojedziesz. - Rzekł Hoya. Byłam nadal cholernie przerażona, ale puściłam go, mimo to wciąż mnie asekurował w razie gdyby Emi niezdara chciała upaść i sobie coś połamać. Według jego wskazuwek zaczęłam się odpychać i chcąc nie chcąc musiałam przyznać... jechałam sama a co lepsze... To było całkiem fajne.
W końcu dołączyła do nas Ann, mówiąc Hoyi żeby jechał dalej a ona się mną zajmie. 
- Widzisz? Nie jest tak źle. - Powiedziała z uśmiechem,
- Masz rację, czasami trzeba czegoś spróbować nowego. - Oznajmiłam.
Jeździłyśmy sobie spokojnie, nic nieświadome że coś miało sie zaraz zdarzyć. 
- Z DROGI! - Usłyszałyśmy głos Woohyuna, który trzymał w powietrzu Gyu.
- CO DO DIABŁA! CO WY ROBICIE?! ZWARIOWALIŚCIE DO RESZTY!? - Wrzasnęłam. 
- ZŁAŹCIE Z DROGI ALBO WAS STARANUJEMY!- krzyknął Gyu.
- ZAMKNIJ TWARZ! NATYCHMIAST SIĘ ZATRZYMAJCIE ALBO SIĘ POZABIJACIE I INNYCH PRZY OKAZJI TEŻ! 
- NIE MOGĘ SIĘ ZATRZYMAĆ, W TYM PROBLEM! - Woohyun zbliżał się na prawdę szybko, na całe szczęście zatrzymała go reszta chłopaków, ściągając z niego Gyu. Serio. Bardziej debilem nie można być. 
- Odbiło wam?! Coście sobie myśleli ?! - Uniosłam się, podejżdżając do nich.
- Chcieliśmy być jak "gwiazdy na lodzie".... - Wymamrotał Woo.
- No chyba was powaliło do reszty... jesteście w miejscu publicznym. Mogliście komuś zrobić krzywdę i sobie też. - Rzekłam spokojnie, spoglądając na zegarek. Dochodziła już dziesiąta, więc trzeba było się powoli zbierać zanim nas zamkną na tym lodowisku.
- Dobra, koniec zabawy, zbieramy się. - Rzuciłam, kierując się do wyjścia razem z innymi, Oddaliśmy łyżwy, zapłaciłam i skierowaliśmy się do domu.

Gdy tylko wróciliśmy, od razu wszyscy skierowali się do swoich pokoi i jak podejrzewam... zasnęli silnym snem. Nic dziwnego. Byli wykończeni nie tylko tym obozem ale świrowaniem na lodowisku. Niestety, to była moja ostatnia przygoda z nimi. Kiedy razem z Ann będziemy wylatywać, oni wciąż będą spać. Miło było spędzić z nimi te kilka miesięcy. Nie wiem nawet czy będę miałą serce by się z nimi pożegnać...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Rano zostałam obudzona przez budzik, który wskazywał piątą trzydzieści. Lot miałyśmy o siódmej więc trzeba było się powoli zbierać. Wstałam, wzięłam poranny prysznic, ubrałam się, spakowałam żeby potem nie pakować się na szybkiego, zrobiłam zakupy chłopakom, żeby nie byli głodni, bo przecież cholerny menadżer jak zniknął już słuch po nim zaginął. 
Nakryłam do stołu, przygotowałam chłopakom śniadanie, po czym razem z Ann zbierałyśmy się do wyjścia. I tak jak myslałam... nie miałam odwagi się z nimi pożegnać. Już miałam łzy w oczach i nie chciałam by mnie widzieli w takim stanie. Jedyne co im zostawiłam to list pożegnalny. Dennie, wiem ale nie potrafiłabym się pożegnać z nimi twarzą w twarz.
Wyszliśmy po cichu z Ann, wsiadłyśmy w taksówkę i ruszyłyśmy na latnisko.
- Zrobiłyśmy dobrze nie budząc ich? - Zapytała Ann.
- Tak... z pewnością dobrze... - Wymamrotałam, opierając głowę o szybę i zamykając oczy. 


~ W dormie ~

Jako pierwszy z chłopców obudził się Hoya. Przeciągnął się leniwie, wstając i wychodząc z pokoju ujrzał stół z jedzeniem, jednak jedyne kogo brakowało to... Ann i Emi. 
Zdziwiony, zajrzał do pokoju gościnnego, który był... pusty. Wrócił do swojego pokoju i zaczął budzić Dongwoo.
- Wstawaj, Dongwoo. Dziewczyn nie ma w domu! 
- Co? - Zapytał zaspanym głosem, podnosząc się do siadu.
- Nie ma dziewczyn! - Po tych słowach wparował do pokoju reszty z informacją że dziewczyny zniknęły. 
Kiedy się wszyscy zebrali zaczęli się zastanawić gdzie są ich przyjaciółki.
- Nie zostawili nawet listu, informacji gdzie są? - Zaytał Gyu.
- O tym nie pomyślałem. - Oznajmił Hoya i wszyscy zaczęli przeszukiwać mieszaknie w celu znalezienia jakiejś informacji i znaleźli. W pokoju Emi.
- Chłopaki, mam! - Krzyknął Dongwoo.
Wszyscy przyglądli się kopercie w dłoni Dongwoo. Przez chwilę się wahali, jednak otworzyli, a zawartość listu ich przeraziła i zasmuciła jednocześnie. 

"Chłopaki. Wiem że to wcale nie najelpsza metoda przekazywania informacji, ale nie mam serca by wam powiedzieć tego w twarz. Kiedy tu przyjechałam, nie sądziłam że nabiorę się na tak głupi żart jakim było opiekowanie się siódemką chłopaków. Nawet to nie była opieka, nie dostałam za to pieniędzy, ale mimo wszystko, nie potrzebowałam ich. Chwile spędzone z wami są wystarczającą zapłatą. Mimo że chwilami doprowadzaliście mnie do białej gorączki, nie chciałam was zostawiać. Przywiązałam się do was, staliście mi się bliścy jak nikt inny. Jesteście niepowtarzalni i nigdy nie znajdę kogoś takiego jak wy. Jesteście moją rodziną...
Hoya, twój wypadek naprawdę nas przestraszył. Myśleliśmy że nigdy się nie wybudzisz, a mimo to nie poddałeś się. Walczyłeś i znów do nas wróciłeś. Proszę cię o jedno, opiekuj się Dongwoo i miej na niego oko. Niech nie robi zbyt głupich rzeczy i pamiętajcie by się mocno kochać. Jakkolwiek to brzmi...
Dongwoo, jak już ci mówiłam, wcale nie jesteś głupi. Zawsze powinieneś być sobą, bez względu na wszystko. Są granice bycia głupim, ale tych granic nie można przekraczać. Można się bawić, świrować ale z umiarem, więc proszę byś tak robił. I nie zabieraj się więcej za robienie jedznia... 
Woohyun, Ah...wiem jak bardzo lubisz rywalizoważ z Hoyą więc rób to, tylko nie za często. Od czasu do czasu... jak kumple idźcie na lody..nie.. przepraszam... na soczek? W każdym razie, oderwijcie się od tej rywalizacji i zachowajcie cię jak kumple. Wiem że potraficie.
Sunggyu, lider? Powinieneś bardziej panować nad chłopakami a tym czasem zaczynasz być jak oni. Proszę... znajdź w sobie odrobinę odpowiedzialności i kiedy mnie nie będzie pilnuj ich i ustawiaj do porządku. Hoya ci w tym pomoże. A... I nie zapomnijcie że wspieram twój związek i Woohyuna.
Myungsoo, Z początku byłeś strasznym dziwakiem. Nie wiem o co ci chodziło z tym bambusem, ale mam nadzieje że ci przeszło. Teraz powinien dla ciebie się liczyć Yeol chociaż początku byłeś dla niego strasznym burakiem, mam nadzieje że to się już nigdy nie powtórzy. Opiekuj się z nim. Zasługuje na wszystko co najlepsze, nie zmarnuj tego.
Sungyeollie, Przeszedłeś ciężką drogę by pokazać jak bardzo ci zależy na Myungsoo. Nie odzywał się, wyzywał, ale ostatecznie zrozumiał cię i zaaceptował. Nie martw się o jakiego bambuska... najwyraźniej... w tamtej chwili być może sam cię potrzebował ale nie był w stanie ci tego powiedzieć i ześwirował z tą poduszką... w każdym razie..niech wasze uczucie kwitnie. Dbajcie o to co macie.
Sungjongie, chłopcze... proszę... weź się w garść. Nie olewaj hyungów. Wiem że są chwilami denerwujący, ale... udzielaj się więcej, bo cię te mpe pochłonie. Pomagaj i bądź miły. Nawet jeśli każą ci sprzątać... rób to pod warunekiem że też ci pomgą. Nie daj się wykorzystywać. Jeśli teraz to czytacie, prawdopodobnie wsiadam do samolotu. Dbajcie o siebie. Nie zróbicie sobie krzywdy podczas zabaw.Przepraszam że nie pożegnałam się z wami osobiście, ale nawet pisanie tego mnie boli a po twarzy spływają łzy. Wybaczcie mi, mam nadzieje że się jeszcze kiedyś spotkamy. Macie mój numer, więc... odezwijcie się czasem. 
Kocham was. 

Wasza Emi. 


- Chłopaki... - Odezwał się Dongwoo ze łzami w oczach. Reszta wyglądałą podobnie.
- Szybko, ruchy. Ubierajcie się, póki nie jest za późno! - Rzucił Sunggyu i czym prędzej zaczęli się przygotowywać do wyjścia.


~ Na lotnisku ~~

Siedzłyśmy czekając na nasz samalot który miał za chwilę wylądować. Myślałam o tym liście, który zostawiłam chłopakom. Nie było mi go łatwo pisać...ale to było jedyne i chyba słuszne wyjście. Gdybym tylko mogła, zostałabym tu na zawsze, ale... mam rodzinę, szkołę. Nie mogłam.
Mimo to będę miała wspaniałe wspomnienia, których nigdy nie zapomnę.
- Emi, nasz samolot. Chodź. - Usłyszałam głos Ann. Wstałam i razem z przyjaciółką ruszyliśmy na odprawkę, gdy usłyszałam za sobą że ktoś krzyczy moje imię. Odwrociłam się i ujrzałam siedmiu chłopkaów, którzy biegli w naszym kierunku machaja rękoma na wszystkie strony.
- Chłopaki? Co wy tu robicie? - Zapytałam.
- Jak to co? Przyszliśmy się pożgenać. List to nie pożegnanie. - Oznajmił Hoya z uśmiechem. Mimowolnie oczy zaszły mi łzami.
- Przepraszam. Ale... sami widzicie... nie chciałam robić tego osobiście, bo wtedy nie mogłabym was zostawić... - Oznajmiłam....
- Ale dlaczego nie możesz zostać? - Zaypytał smutny Dongwoo.
- Wybacz Dongu...po prostu nie mogę. - Uśmiechnęłam się.
- Twój list... - Zaczął Yeol.
- Ah... przeczytaliście go. Mam nadzieje że weźmiecie sobie to do serca.
- NASTĘPNI, PROSZĘ! - Usłyszałam głos kobiety, która odprawiałą ludzi.
- Teraz nasza kolej. - Oznajmiła Ann. Spoglądajac na mnie z uśmiechem, a mimo to jej policzkach leciały łzy. Czuła się dokładnie jak ja.
- Będziemy tęsknić. - Rzekł Woohyun. Kiedy swój wzrok skierowałam na nich, każdy był już zalany łzami. W sumie wszyscy byliśmy, ale co się dziwić?
Przytuliliśmy się wspólnie na pożegnanie, po czym, razem z Ann, przeszłyśmy przez odprawę machając chłopakom.
- Odezwiemy się wkrótce! - Krzyknął Dongwoo, któremu z nosa już leciały smarki.
- Mam nadzieje! - Odkrzyknęłam, dodając. - Odwróćcie list! - Po czym wyszłyśmy z lotniska, kierując się do samolotu, wsiadłyśmy, zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na start.
Kazałam im odwrócić, bo znając ich, pewnie tego nie zrobili. Po chwili dostałam esemesa o treści:
"Sięgnij do kieszeni" 
Zdziwiłam się ale to zrobiłam, po czym wyjęłam to, co im zostawiłam na odwrocie listu. Miałam tylko jedno wspólnie zdjęcie z nimi i chciałam im je zostawić by o mnie nie zapomnieli, po czym dostałam kolejną wiadomość.
"Zauważyliśmy, więc zrobiliśmy też jedno dla ciebie i Ann" 
A to przebiegłe lisy. Wyjrzałam za okienko i ostatni raz ich ujrzałam. Pomachałam poraz kolejny, po czym wzbiliśmy się w powietrze.
Tak... to były najlepsze chwile mojego życia i mimo że po części mam uraz psychiczny, to... nie zamieniałabym i nie oddała tych chwil za żadne skarby świata. To jest coś czego nie można kupić za pieniądze. Wszystko zostanie wyryte w mojej pamięci i... sercu.
Mam nadzieje że kiedyś tu wrócę i przeżyje to wszystko raz jeszcze.



Od Autorki: Jak widać Rozdział długi, ponieważ postanowiłam zawezeć dwa w jednym.
Tym kończę moje opowiadanie. Dziękuję tym które je czytali i komentowali.
Możliwe że nie każdemu się podbało, bo nie jestem dobra w pisaniu, ale mam nadzieje że jeszcze kiedyś powstanie podobne opo albo też inne.
Naprawdę dziękuję.

~ Niki.