poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 18. Jest jak być powinno.

Nie mogłam uwierzyć że Sungyeol próbował mi wcisnąć taki kit. Przecież to las... nie ma miejsca na jakieś domki i starych kanibalistycznych ludzi. Nie wiem co oni zjedli, ale nie powinni już tego ruszać nigdy więcej.
Czy chociaż biwak nie mógł wypalić ? Byłam na skraju załamania nerwowego, jeszcze bardziej po tym jak się dowiedziałam że Woohyun, Hoya i Dongwoo utknęli w jakiejś dziurze...
Byłoby miło gdybym jeszcze wiedziała w którą stronę iść, żeby ich znaleźć... boże... czy nie mogli chociaż raz zachować się jak ludzie?
Eh...Mimo wszystko... gdyby nic się nie działo... byłoby nudno. A ja... bardzo nie lubiłam jak jest nudno.
Co prawda mam nadszarpnięte zdrowie, ale nie aż tak....Pomimo tego że tak bardzo na nich narzekam, krzyczę na nich i mówię że mam dość... wcale tak nie jest...do końca.
Na prawdę będzie mi ich brakowało kiedy wyjadę...



- Woohyun! Hoya! Dongwoo! Gdzie jesteście?! - Razem z Ann i Gyu zaczęliśmy krzyczeć imiona chłopaków z nadzieją że usłyszą i odpowiedzą. Powinni. Echo tak długo odbijało się od drzew, że na pewno nas usłyszą gdziekolwiek są.
- A co jak się na wzajem pozabijali z głodu? - Zapytała zrozpaczona Ann. Ona też bardzo się do nich przywiązała i martwiła się o nich równie mocno co ja.
- Nie przesadzaj.. Nie minęła jeszcze doba... znajdziemy ich. - Oznajmiłam wzdychając, choć sama nie wierzyłam własnym słowom.
- EMI! HALLO! - Usłyszałam głos Dongwoo. Pobiegłam w jego kierunku, a kiedy zatrzymałam się przed głęboką dziurą i zajrzałam do niej, ujrzałam chłopaków ze łzami w oczach.
- Emi... - Zaczął Dongu po czym się popłakał, mówiąc - Ratunek nadszedł! A więc nie umrę! Nigdy nie cieszyłem się tak na twój widok! - Krzyknął, skacząc i próbując jakąś wspiąć się na górę, co szło mu... opornie a wręcz... nie szło w ogóle.
- Dobra... w ogóle... nic wam nie jest? Jak tu się dostaliście? - Zapytałam, patrząc na nich na przemian.
- Uciekaliśmy przed wściekłym niedźwiedziem, które chyba ja i Woohyun przypadkowo wysłaliśmy na tamten świat, ale byliśmy tak przestraszeni że nie przestaliśmy biec i... właśnie tak dzięki Dongwoo się tu znaleźliśmy! - Oznajmił zrozpaczony i sfrustrowany Woohyun.
- HEJ! Nie zwalaj winy na mnie! Nie kazałem wam za mną biec!
- Martwiliśmy się o ciebie...w sumie to się przestraszyliśmy ciebie i poszliśmy w twoje ślady jak ślepi! Więc to jednak twoja wina! - Rzekł groźnie Nam.
Ah... Będzie mi brakować tych ciągłych przekomarzań i kłótni. 
- Dobra, cisza! Nieważne czyja to wina. Trzeba was jakoś stąd... - Nie zdążyłam dokończyć ponieważ przerwał mi Nam.
- He? Co to? Dlaczego mam ślady po ugryzieniach? Co to ma być? - Zaczął pytać, przyglądając się ze zdezorientowaniem śladom. Spojrzał na nas a potem na kolegów obok.
- Przyznać się, który próbował mnie zjeść, wy prostackie kanibale! - Oburzył się chłopak. Omg... kolejny wyjeżdża z kanibalami...
- Może sam się ugryzłeś i o tym nie wiesz? - Zapytał ze stoickim spokojem Hoya.
- Tak! Na pewno udało mi się sięgnąć do ramienia! Czy ja wyglądam na jakiegoś gumowego człowieka?!
- Gumowego nie... mięsnego... owszem. - Oznajmiłam, potakując głową na swoje słowa.
- Uważaj co do mnie mówisz! - Krzyknął do mnie. O boże... zdziczał?
- Bo co mi zrobisz? Lepiej milcz bo cię stąd nie wyciągnę. - Rzuciłam chłodno, po czym westchnęłam, mówiąc.
- Czy ktoś ma pomysł jak was stąd wyciągnąć? - Zapytała, pocierając brodę w zamyśleniu.
- Gdybyśmy wiedzieli, już dawno sami byśmy się stąd wydostali. - Mruknął Hoya.
- Hej, nie oceniaj mnie. Zamiast tego, współpracuj. - Powiedziałam, potakując głową.
Wszyscy się zamyśliliśmy. Nastała cisza jak nigdy. Do głowy nie przychodził mi żaden dobry pomysł, tym bardziej że dół był całkiem głęboki. Nawet gdybyśmy z trzech osób utworzyli łańcuch, prawdopodobnie byśmy ich nie wyciągnęli. Chociaż....
- Dobra, Gyu złamie, Ann a Ann mnie a ja was... zrobimy łańcuch w trzy osoby.. musi się jakoś udać. Mam całkiem długie ręce...
- Jak Slender. - Rzuciła Ann.
- Przestań w to grać. - Mruknęłam, wzdychając. - Gyu złap Ann a ty  mnie. - Zwróciłam się do nich i tak utworzyliśmy trój osobowy łańcuch, dzięki któremu udało się ich wyciągnąć. Może i byłam drobna i chudziutka jak patyk, ale siłę miałam niż nie jeden facet.
- URATOWANI! -Krzyknęli jednocześnie, przytulając się do siebie, zapominając o tym że przed chwilą prawie się pożarli bo Nam ma jakieś ślady na ciele.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, mówiąc.
- Dobra, wracajmy do obozowiska i prześpijmy się... Jutro wrócimy do domu. - Mruknęłam, kierując się w stronę, z której przyszliśmy.
- Hej, Emi. - Usłyszałam za sobą głos Dongu. Odwróciłam się a trójka uratowanych chłopaków, podeszła do mnie i mnie...przytuliła. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale dziwnie się czułam, bo nigdy żaden z nich mnie nie przytulił. -Dziękujemy. Jesteś najlepsza. - Dodał na koniec, po czym odsunęli się ode mnie i ruszyli przed siebie. Nie powiem... byłam... zaskoczona. I to bardzo. Mimowolnie uśmiechnęłam się i ruszyłam za nimi.

- Dlaczego wyglądacie jak autystyczne dzieci? - Zapytał Hoya, podchodząc do wciąż kołyszących się Myungsoo i Yeola.
- Zjedli jakieś podejrzane grzybki i widzieli kanibalistycznych starszych ludzi. - Rzucił Sungjong, który nawalał w jakąś grę na psp.
- Owwww, biedni Myungyeol...Ile razy wam mówiliśmy, żebyście nie jedli podejrzanych rzeczy. - Zwrócił się do nich Hoya, po czym spojrzał podejrzanie na Gyu.
- Co? - Zapytał zdezorientowany.
- Już wiesz co. Te twoje witaminki...To wcale nie witaminki są!
- A niby skąd wiesz?!
- Raz gdy źle się czułem, chciałem jakieś zażyć, ale nie było więc wziąłem twoje! Potem czułem się jeszcze gorzej! Wszystko mi wirowało a potem znalazłem się na jakiejś zielonej łące, gdzie pojawiła się tęcza z której zbiegł Lay z rogiem na czole i był całkowicie nagi a do tego srał gwiazdkami i serduszkami! - Wrzasnął Howon, a my wszyscy spojrzeliśmy na niego z miną WTF.
- Nieźle... Kyu ma zawsze niezły towar. - Oznajmił Dongu, potakując głową.
- Co? Kyu? Czy ty też od niego kupujesz?! - Zapytał wściekły Howon... Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.. nie żeby był zły z jakiegoś powodu i to na Dongu...
- Ma ksywkę Dinuś Zboczuś. - Dodał Sungjong, co dodało oliwy do ognia.
- Ale.... ale... Hoya... daj... wytłumaczyć ;; - Powiedział rozpaczliwie chłopak.
- Jeszcze JEDNO słowo, a cię pozbawię przytomności i z powrotem wrzucę do tej dziury! - Dongu, zrobił minę zbitego psa i usiadł obok Myungyeola kołysząc się tak samo jak oni. Oni byli na prawdę przykładem totalnej patologii. Nawet mi nie zapłacą za tą robotę T_T Ciężko wyżyć w tych czasach...
- Dobra spokojnie, Hoya bo ci żyłka pęknie, napij się herbatki... czy co tam lubisz.... - Zaczął Gyu, ale po raz kolejny został spiorunowany przez przyjaciela. Hoya wściekły faktem, że Dongwoo kupuje ten sam towar co Gyu, wlazł do namiotu i się tam zamknął.
Ci jak nie mogli się otrząsnąć tak dalej nie mogą... Być może oni też brali witaminki Gyu, tylko dopiero teraz to wszystko się pojawiło? Nie miałam pojęcia i w sumie nie chciałam mieć. Gyu najwyraźniej lubił sobie czasem odlecieć na nagim Layu w stronę zachodzącego słońca.
Boże... serio to musi być mocny towar...
Po raz kolejny już dzisiaj z rzędu westchnęłam i zajęłam się rozpalaniem ogniska, jako że zaczęło się ściemniać.

Nie wierzę że udało mi się wyciągnąć Hoyę z namiotu. Chciałam byśmy wszyscy usiedli przy ognisku i pogadali na różne tematy... w sumie to nie wiem na jakie, ale zawsze się coś znajdzie.
Howon, był wyraźnie napuszony na Dongwoo, który siedział obok Myunga, wgapiającego się pustym wzrokiem w ognisko.
- Myyungsoo, przestań się gapić na płomienie bez mrugania bo będziesz ciągle latał się odlać. - Rzucił Gyu, machając chłopakowi ręką prze twarzą, ale ani drgnął. W takim tempie chłopak odda nie tylko swój mocz ale wszystko co się da...
Pokręciłam głową na boki, i spojrzałam na każdego z osobna. Nagle zrobiło się tak cicho. Słychać było tylko dźwięk palących się gałęzi. Dawno nie było takiej ciszy.
- Moze poopowiadamy sobie jakieś historie o duchach? - Zapytała Ann. Myungsoo i Yeol spojrzeli na nią nagle przerażeni.
- Lepiej nie. Zobacz.. oni się jeszcze nie otrząsnęli. Zostanie im trauma... Ich dotychczasowe sielankowe życie się skończyło.  - Powiedziałam.
- Pewnie będą wszędzie ich widzieć i spieprzać za każdym razem, aż w końcu zamkną się w domu a z domu wywiozą ich do wariatkowa. - Oznajmił Woohyun potakując głową. Sunggyu spojrzał na przyjaciela ze współczuciem.
- No co?
- Weź nie mów takich rzeczy bo całkiem ześwirują. Trzeba ich przywrócić do rzeczywistości. Sungyeol już jedną traumę ma... - Oznajmił lider.
- Jaką? - Zapytała z ciekawością Ann.
- Zaatakowało go stado wściekłych dzików a potem napadły na niego dzikie wiewiórki... - Na samo wspomnienie o tym, Yeol, przytulił się do Myungsoo, który na powrót zaczął gapić się w ognisko.
- Co? Jak to? - Dopytywała się przyjaciółka.
- Był kiedyś na obozie z kolegami. Myślał że bawią się w chowanego a ci gnoje go zostawili na trzy dni w lesie. Dlatego od tego czasu Yeol boi się lasów.
- Dlaczego mi nie powiedział od razu?! - Zapytałam uniesionym tonem. - Teraz czuję się winna jego traumy. Jak mogliście mi to zrobić? - Zapytałam załamanym głosem, wypuszczając z płuc wielki haust powietrza. Na prawdę czułam się winna. Możliwe że poprzednia trauma, silnie wpłynęła na niego teraz... ale Myungsoo powiedział że też to... Nie.. Ten to na bank musiał zjeść jakiegoś podejrzanego grzyba, chociaż tyle razy mówiłam żeby nic nie ruszał, co wydaje się PODEJRZANE. Ale... gdzie to posłucha. Mów jak do słupa słup jak dupa.
- Lepiej żebyśmy z samego rana wrócili do domu, nim Yeol nam zeświruje. Paczcie jaki ma strach i obłęd w oczach. - Rzekł Sunggyu, wskazując na chłopaka. Faktycznie.. silnie to przeżywał a ja taka podła jeszcze na niego nakrzyczałam...
Poklepałam chłopaka po głowie, mówiąc.
- Przepraszam Yeollie... - Zwróciłam się przepraszająco, po czym spojrzałam na ogień. Siedzieliśmy po raz kolejny w ciszy, kiedy nagle usłyszałam dźwięki gitary. Spojrzałam na Sunggyu, który zaczął brzdąkać...
- Zaraz... skąd ją masz? Wziąłeś ją ze sobą? - Zapytałam, na co ten potaknął. - Serio... gitary to nie zapomniał ale drugiego namiotu już tak...
- Mówiłem że to wina Sungjonga. - Uniósł się.
- Przecież.. - Zaczał Jjong ale mu przerwałam.
- Dobra, nieważne.. graj coś... - Mruknęłam, podnosząc nogi do klatki piersiowej i owijając je rękoma. Wsłuchiwałam się w dźwięk gitary, po czym do owych dźwięków doszedł głos Woohyuna. Najwidoczniej wszyscy znali śpiewaną piosenkę, oprócz mnie.
Razem ich głosy brzmiały niesamowicie... Nigdy jeszcze czegoś takiego nie słyszałam. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wsłuchując się w piosenkę. Chciałam, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Choć raz...
mogłam zobaczyć ich inną stronę. Jestem pewna że ta chwila zostanie ze mną na zawsze i kiedy wyjadę.. nigdy jej nie zapomnę.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 17. Uważaj od kogo przyjmujesz pomoc.

~ Z perspektywy Sungyeola ~

Mieliśmy iść po jakąś pomoc dla chłopaków, ale jak to lasach bywa... po raz kolejny z rządu się zgubiliśmy. Zamiast spróbować wrócić drogą którą przyszliśmy, weszliśmy tylko wgłąb lasu. Przez Emi tu umrzemy. T_T
Naprawdę starałem się zachować zimną krew, ale to nie było łatwe. Tak naprawdę zawsze nienawidziłem lasów i gdy tylko Emi nas tu przywiozła, miałem ochotę stąd spieprzyć.
Raz na obozie, podczas zabawy w chowanego ze znajomymi, tak się pochowali że szukałem ich całą noc. Okazało się że mnie zostawili i wrócili do domu beze mnie. Macie pojęcie przez jakie piekło ja przeszedłem? Musiałem jeść robaki, pić własny mocz i spać pod liśćmi. Do tego podczas próby odnalezienia drogi powrotnej zaatakowało mnie stado wściekłych dzików, które chciały mnie zjeść w całości. Ich oczy świeciły się na czerwono...
Na moje szczęście, dziki wpadły w jakąś pułapkę ale za to potem zaatakowały mnie wściekłe wiewiórki i chciały wydłubać mi oczy, biorąc je za orzeszki. Prawie oślepłem przez cholerne wiewiórki!
Ahh... wytrwałem w tym głupim lesie trzy dni i zmęczony szukaniem drogi powrotnej, głodu i ogólnego wycieńczenia byłem bliski śmierci, ale na szczęście znalazł mnie jakiś myśliwy, który był miły i zawiózł mnie do szpitala, gdzie powoli dochodziłem do siebie.
Uraz niestety został na całe życie.
- Yeol! - Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Myungsoo.
- Co? czemu krzyczysz? Nie widzisz że przeprowadzam wewnętrzną narrację!? - Krzyknąłem.
- Patrz. - Wskazał na dziwnie wyglądający dom. W sumie nie był aż taki dziwny... nie no dobra był. Rozpadał się jak Mur Berliński, ale ktoś ten dom zamieszkiwał, ponieważ na ganku siedział starszy facet w słomianym kapeluszu, bujając się na krześle. Wyglądał lekko podejrzanie z tą bronią przy sobie.
- Ogłupiałeś? Chcesz żeby nas zabił? Lepiej stąd spadajmy zanim nas zauważy.- Szepnąłem, łapiąc chłopaka za rękę i chcąc się z nim oddalić, ale nagle usłyszeliśmy za sobą ciężki krzyk.
- STAĆ! ANI KROKU DALEJ ALBO WAS ZASTRZELĘ! - Głos należał do owego starszego pana. Przecież mówiłem do cholery że jest podejrzany! Zabije nas, obedrze ze skóry, zje nas a z kości zrobi sobie naszyjniki i bransoletki!
- Proszę nie strzelać! My tylko się zgubiliśmy i szukamy drogi powrotnej do naszego obozu! A po za tym nasi przyjaciele wpadli do wielkiej dziury i potrzebujemy pomocy! - Odezwał się Myungsoo. Co za debil.
- Może jeszcze powiedz mu skąd jesteśmy i gdzie mieszkamy! - Syknąłem cicho.
- Już ja znam takich jak wy gnojki! Na pewno czyhaliście na to aż zasnę i mnie pobijecie i okradniecie! Ale nic z tego! - Wrzasnął facet. Teraz to mamy przerąbane. Na pewno nas zabije... kto wie czy ten kantorek nie należał do niego! CHCĘ DO MAMY!
Nagle z domu wyszła siwowłosa, starsza kobieta, krzycząc na mężczyznę.
- Czego się tak drzesz Wacek!? - Kobieta uderzyła faceta w potylicę i spojrzała na nas. Cóż.... to chyba było małżeństwo... Taaak... na pewno.....OBOJE ZABIJAJĄ LUDZI I ICH JEDZĄ!
- Jadźka, te gnojki chcą nas okraść! - Rzucił starszy.
- Co?! Nie! Mówiłem że szukamy pomocy i drogi do naszego obozu! - Odezwał się ze złością w głosie Myung. Człowieku nie zaczynaj z takim, bo nie wybaczę sobie jak cię zabiją! A potem zabiją mnie! Albo będą mnie torturować! Albo poszczują mnie stadem wściekłych dzików i obrzucą wściekłymi wiewiórkami!
- Nie nabiorę się na to! Lepiej spadajcie stąd zanim was sprzątnę! - Krzyknął staruszek. A NIE MÓWIŁEM? Ten gość jest niebezpieczny! Dlatego chciałem uciekać a skoro daje nam szanse, to lepiej żebyśmy ją wykorzystali. Nie chcę by moja głowa skończyła jako ozdoba dla jego ściany.
- Ahhh... - Odezwała się staruszka. - Wybaczcie za mojego męża. Jest bardzo wrażliwy na tym punkcie. Ostatnio ktoś nas okradł, ale się tym zajęliśmy. Nie często można tu kogoś spotkać... - Dodała. Oczywiście że nie. Na pewno wszyscy znikają w tajemniczych okolicznościach! PRZEZ WAS!
Po chwili starsza kobieta spojrzała na męża i krzyknęła.
- A ty co tak stoisz?! Opuść tą broń i przeproś tych biednych młodzieńców! Zobacz jak jednego z nich wystraszyłeś! - Wskazała w moim kierunku. Faktycznie byłem tak przerażony że chowałem się za Myungsoo. Naprawdę nienawidzę lasów, a tym bardziej w środku nich domów. I to zamieszkałych przez takich ludzi. Ich prawdziwe zamiary są zawsze ukryte za takim uśmiechem jakie ma ta kobieta.
- Myung... oni nas zabiją mówię ci. Lepiej spadajmy! - Szepnąłem.
- Opanuj się, Yeol. To tylko starsze państwo. Nic ci nie mogą zrobić. - Odezwał się. Odważniak z niego ale ja już swoje wiem. I nie to na pewno nie jest wina tego że za dużo się naoglądałem horrorów. TO MĘSKA INTUICJA! Nieważne że taka nie istnieje....
- Nie bójcie się chłopcy, podejdźcie. Na pewno jesteście głodni i zmęczeni. Poczęstuje was moim specjalnym daniem... - Te słowa, staruszka wypowiedziała w taki sposób że aż przeszły mnie ciarki. I ten jej uśmiech. To danie na pewno będzie z nas!
Myungsoo pociągnął mnie w stronę tych starszych ludzi! Boże Myungsoo, na prawdę nie widzisz tych ich uśmiechów? TYCH CHOLERNIE EVILOWSKICH UŚMIECHÓW!? Zginiemy... żegnajcie wszyscy! Dongwoo, Hoya, Woohyun... przepraszam ;;

~ Z perspektywy Myungsoo ~

Nie wiem jaki Sungyeol miał problem. Przecież to tylko starsza kobiecina i jej równie starszy i porąbany mąż z bronią, bo boi się jakiś włamywaczy. Ktoś taki nie mógł być groźny. Yeol po prostu naoglądał się za dużo horrorów. Muszę mu je ograniczyć, bo chłopak zeświruje i jeszcze sobie ubzdura że jest obserwowany przez morderce, który czyha na jego życie.
Oczywiście starsza kobieta zaprosiła nas do środka rozpadającego się domu, posadziła przy stole i powiedziała.
- Oh... proszę poczekajcie tu momencik. Zejdę do piwnicy po jeden składnik, którego potrzebuje. Rozgościcie się i nie przejmujcie moim mężem. - Oznajmiła z uśmiechem i zniknęła za drzwiami. Dziwiłem się że ten dom ma coś takiego jak piwnica, ale jak widać wszystko może nas zaskoczyć.
Poczułem szarpnięcie za rękę i spojrzałem na przerażonego Yeola. Jego oczy były tak szeroko otwarte że wyglądały jakby miały zaraz wypaść.
- Co? - Zapytałem beznamiętniłe.
- P-patrz na to.... - Powiedział drżącym głosem, pokazując palcem w kierunku kuchenki i blatu. Były na nim krew i wiele ostrych sztućców. Nie bardzo się przejąłem, ponieważ stwierdziłem że tak to wszystko wygląda, ponieważ starsi ludzie polują na niedźwiedzie albo inne dzikie zwierzęta i robią z nich normalne jedzenie w końcu jakoś muszą wyżyć, nie?
- Yeol, odbija ci. Uspokój się.
- Mówię po raz kolejny, ci ludzie na pewno nas zabiją. - Nigdy go jeszcze takiego przerażonego to nie widziałem. Chłopak nieźle się zeschizował. Zaraz sam się zabije z nadmiaru emocji.
Próbowałem go jakoś uspokoić, ale za cholerę nie mogłem. Tak się wkręcił w swoje fantazje o staruszkach-mordercach, że nie mogę go ogarnąć. Jak tak dalej pójdzie, to przez niego sam zeświruje.
W końcu po długiej przerwie wróciła kobiecina ze słoikiem grzybów, na których widok Sungyeol krzyknął. Spojrzałem na niego zawstydzony. Serio? Przecież to tylko grzyby!
- Coś się stało, chłopcze? - Zapytała kobieta.
- N-nie...P-po prostu zobaczyłem p-pająka... - Wskazał palcem na średniej wielkości pająka, wiszącego w rogu sufitu... Się wycwanił. Ciekawe co tym razem zobaczył.
Przez jakiś czas panowała cisza. Yeol tak bardzo był przerażony że trzymając mnie za rękę, o mały włos mi jej nie zgniótł.
W końcu tą ciszę przerwała, kobieta.
- A więc, chłopcy. Jak się tu znaleźliście?
- Przyjaciółce zachciało się obozować i nas tu przywiozła. Poprosiła nas o znalezienie rozpałki na ognisko, ale przez naszego kolegę się zgubiliśmy. Ten kolega i jeszcze dwójka innych naszych kolegów, została zaatakowana przez niedźwiedzia, przez co i my także, ale koledzy wpadli do wielkiej i głębokiej dziury z której nie mogą wyjść, więc szukamy pomocy. Chcieliśmy wrócić do obozu ale znowu się zgubiliśmy. - Skończyłem przedstawiać naszą sytuację, wbijając wzrok w plecy kobiety, która zaśmiała się cicho.
- Oh... przepraszam. To wcale nie było śmieszne po za tym że gonił was niedźwiedź.
- Z pyska ciekła mu pianka i wyglądał na wygłodniałego i wściekłego. - Dodałem, potakując głową na swoje słowa. Yeol zaczął mi co raz to bardziej ściskać rękę i wbijać paznokcie skórę.
- Yeol! - Szepnąłem. - Przestań, to boli do diabła.
- Proszę, jedźcie do syta. - Kobiecina podała nam pod nos miski z czymś... co wcale nie wyglądało jak zupa... no może trochę... poza tym że była ona czerwona. I nie, to nie była pomidorowa czy barszcz.
Miski były wypełnione krwią a w środku pływały, oczy, uszy, nosy i różne wnętrzności nie należące tylko do zwierząt ale i... ludzi!
Spojrzałem na kobietę, na której twarzy widniał spokojny uśmiech.
Sungyeol miał rację.... PRZEPRASZAM, TAK BARDZO SIĘ MYLIŁEM!

~ Z perspektywy Sungyeola ~

Kiedy zobaczyłem czym jest wypełniona ta miska, ześwirowałem. Przecież wiedziałem że coś nie tak jest z tymi ludźmi! Zwłaszcza z tą kobietą! Widniała wokół niej przerażająca aura! To był jakiś demon!
Wrzasnąłem i podniosłem się z miejsca.
- WIEDZIAŁEM! MÓWIŁEM DO CHOLERY ŻEBYŚMY SPIEPRZALI BO UMRZEMY! JESTEŚMY NASTĘPNI?! NIE! JA SPIERDALAM GDZIE PIEPRZ ROŚNIE! - Po tych słowach wyleciałem z tego domu jak burza i zacząłem uciekać jak najdalej. Za mną biegł Myungsoo, z przerażoną miną.
- Przepraszam że cię nie posłuchałem! - krzyknął chłopak.
- WACEK, ŁAP NASZ OBIAD BO UCIEKNIE, JEŁOPIE! - Usłyszeliśmy krzyk kobieciny, na co jej odpowiedział mąż.
- MÓWIŁEM ŻEBY OD RAZU ICH SPRZĄTNĄĆ! - Po tych słowach zaczął do nas strzelać! Normalnie strzelać jak do jakiejś zwierzyny! Wiedziałem że te oglądanie horrorów kiedyś się na coś przyda! Nikt mi nie chciał wierzyć!
- ALE JADZIU MY WCALE NIE JESTEŚMY SMACZNI! ZOBACZ JACY KOŚCIŚCI JESTEŚMY! - Krzyknął Myungsoo. Wcale nie pomagał, bo Wacek zaczął nas gonić i pomimo swojego wieku... był na prawdę szybki.
- WACEK, DAJ SPOKÓJ! NIKOMU NIC NIE POWIEMY! JA NIE CHCĘ ZOSTAĆ WASZYM JEDZENIEM! NAWET SIĘ NA NIE NIE NADAJE! - Krzyknąłem zrozpaczony. Dlaczego złe rzeczy przytrafiały się złym ludziom? Za jakie grzechy miałem zostać jedzeniem, skoro nie chciałem?! A teraz jakiś stary wariat z bronią mnie goni, bo on i jego żona są pieprzonymi kanibalami i mają na nas ochotę!

Nie wiem jak długo uciekaliśmy, ale na całe szczęście trafiliśmy z powrotem do obozu.
- GDZIEŚCIE BYLI! I GDZIE ROZPAŁKA!? - Krzyknęła Emi.
- IDIOTKO! JAKIŚ STARY DZIADEK KANIBAL O IMIENIU WACEK, W RAZ ZE SWOJĄ ŻONĄ JADZIĄ NAS GONIĄ BO CHCĄ NAS ZJEŚĆ! MUSIMY UCIEKAĆ! - Krzyknąłem jej prosto w twarz, za co ja dostałem w swoją.
- Uspokój się czubku! Nie słyszę żeby ktoś was gonił a tym bardziej nie widzę! Odbiło ci?
- Ale on mówi poważnie! Ci ludzie chcieli nas zabić i zjeść ze smakiem! - Dodał Myungsoo.
Emi na naszą gadkę westchnęła ciężko. Ale... przecież to się działo na prawdę. Może go zgubiliśmy?
- Jedliście jakieś podejrzane grzybki? - Zapytał Gyu.
- Co? Nie! Dlaczego? - Zapytałem.
- Bo tu nikogo nie może być! To najzwyklejszy las. Same drzewa, rozumiesz? To miejsce nie może być przez nikogo zamieszkiwane! Co wy za głupoty tu wygadujecie o jakiejś Jadzi i Wacku kanibalach? - Zapytała załamana Emi.
Co? Ale... oni byli... jak to....CO TEN LAS ZE MNĄ ZROBIŁ?! Nie możliwe żebym widział to samo co Myungsoo. Co się działo? Kim jestem? Dlaczego tu jestem? Kto to był? CZY JA W OGÓLE ŻYJĘ?!
Usiedliśmy z Myungyem pod jednym z drzew, podkulając nogi i owijając je rękoma. Na prawdę....Jak to wszystko mogło mieć miejsce? Emi wcale nie ma racji... ci ludzie istnieli i na nas czekają... albo na kogoś innego...
- A w ogóle widzieliście gdzieś Hoyę, Dongwoo i Woohyuna? - Zapytała dziewczyna.
- Siedzą w wielkiej dziurze i czekają na pomoc...- wymamrotałem beznamiętnie. Już nawet mnie nie interesowało co się dzieje z innymi, po prostu zastanawiałem się nad tym co powiedziała Emi.
Więc... kto to był? Dlaczego tu był, skoro być ich nie powinno?