sobota, 25 maja 2013

Rozdział 12. Nieudane zakupy.

Wahałam się czy w ogóle wsiąść do tego auta. Dongwoo to osoba która nie potrafi kontrolować siebie i swoich emocji, a teraz gdy siedzi za kierownicą boje się o nasze życia. Ostatecznie dałam mu szansę, mówiąc:
- Dongwoo, proszę. Nie zabij nas. - Poprosiłam błagalnym głosem. Po nim było można się spodziewać wszystkiego, a nadal nie miałam pojęcia jak on dostał to prawo jazdy. Może kiedyś był normalny?
Chłopak coś mruknął pod nosem, przekręcił kluczyk w stacyjce tym samym odpalając silnik, po czym powoli wyjechał z przed domu, wjeżdżając na ulicę i kierując się do sklepu. Na całe szczęście droga zleciała w miarę spokojnie, poza osobami siedzącymi z tyłu, które ciągle się o coś kłóciły. A mają na myśli "coś" myślałam o tym co kupimy. Zaczęli wymyślać niestworzone rzeczy, co to nie kupią a jakby nie straszyło kasy to ukradną.
- Co? Nic nie będzie kraść mośki. Po za tym kupujemy najpotrzebniejsze rzeczy, a nie wykupujemy sklep. To ja tu mam kartę nie wy, a kto ma kartę ten ma władzę. - Oznajmiłam, dopisując potrzebne produkty.
- No weź Emi, nie bądź taka sztywna. - Rzuciła przyjaciółka, która grała w "łapki" z Sunggyu.
- Chcesz iść siedzieć? Bo ja na pewno nie. Zaraziłaś od nich głupotą i zgadzasz się ze wszystkim. Teraz nie pilnuję siódemki a ósemki dzikusów o niebezpiecznych zapędach seksualnych i w ogóle... - Rzuciłam, spoglądając na Dongwoo, który uważnie skupiał się na drodze. Nie byłam jeszcze stu procentowo pewna, ale wszystko wyglądało na to że będziemy żyć.
- Ale ja chcę dużo słodyczy. Cukierków, chipsów i wszystkiego co wysoko kaloryczne. Zobacz jaki jestem chudy, kto wie czy nie jestem spokrewniony z rodziną patyczaków. - Rzucił oburzony Myungsoo.
- Cicho. Dzieci i patyczaki głosu nie mają. - Prychnęłam, chowając cała spisaną listę do torby i próbując się wyluzować.
Zatrzymaliśmy się. Obok nas zatrzymało się czerwone Audi, z którego dochodziła głośna muzyka. Ciemne szyby się otworzyły a zza nich wyjrzał koleś nie wiele straszy od Dongwoo. Na nosie miał czarne okulary i uśmiechał się pewnie a wręcz chamsko, do tego żując gumę. Nie lubiłam takich typków, uważali za nie wiadomo kogo. Ughhrr...
- Niezła fura. - Odezwał się kierowca, nieco straszy od kolegi. Miał ciemne włosy, ostre rysy i również okulary, których nie miał chyba zamiaru ściągnąć.
- Dzięki. Twoja też. Ile pali? Szybka? - Odezwał się Dongwoo, przybierając teraz bojową postawę. O nie, proszę, Dongwoooooooooo!
- Chcesz się przekonać? - Zapytał z pewnością  siebie kierowca. Dongwoo, zadarł głowę do góry.
- Boże, Dongwoo, weź nie daj się prowokować. Zabijesz nas.
- Odleciał. To nie Dongwoo, to zawodowy ścigacz. - Powiedział Woohyun, przytakując głową.
- Jaki ścigacz, bałwanie? Zaraz umrzemy a ty nie masz zamiaru pomóc? To milcz. - Rzuciłam zdenerwowana. Teraz to mieliśmy przerąbane. Dongwoo zaczął silnie gazować, a kiedy wskoczyło na zielone światło, popędził niczym burza zostawiając za sobą masę dymu, balansując między samochodami. Rzucało nami równo, ale Dongwoo, nawet nie zwrócił uwagi że od jakiś dwóch minut goście nas zostawili...policji, którą właśnie minął. Po chwili usłyszeliśmy za sobą syreny.
- Taaaak! Pędź przed siebie, jakby jutra miało nie być! - Krzyknęła przyjaciółka. No tej to też odbiło. Dongwoo, jeszcze bardziej przyspieszył a w oczach miał niemal płomienie. Jesu, czy to już koniec? Widzę chyba światło w tunelu. Chłopak momentalnie się zatrzymał i gdyby nie pasy wszyscy byśmy wylecieli przez przednią szybę. Byłam oszołomiona i nie miałam pojęcia co się stało. Dongwoo zrobił zbitą minę, mówiąc:
- Przebiły się koła....- Co? Koła? Żyjemy! Miałam teraz ogromną ochotę wrzucić się na niego i go zabić. Prawie to zrobiłam, ale podeszło do nas dwóch policjantów, każąc nam wszystkim wysiąść. Zabrali nas Do osobnych wozów i zawieźli prosto na komisariat.
***
Cała nasza dziewiątka siedziała przed policjantem, który wyglądał na wkurzonego.
- Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego pan tak pędził? Przekroczył pan dozwoloną prędkość. Zabił pan prawie niewinną wiewiórkę! - Wrzasnął. Co? On tak serio? Dongwoo szalał po drodze, mogąc spowodować wypadki, w których mogli by zginąć ludzie a on tu z wiewiórką wyjeżdża? Czy to aby na pewno policjant czy kolejny świr?
Przez chwilę panowała cisza aż  w końcu Dongwoo zabrał głos.
- Wiewiórkę? Zabiłem Wiewiórkę?! Matko czy teraz jego rodzina mnie znajdzie i też mnie tak zabije? - Zapytał ze łzami w oczach.
- Panie policjancie, niech mnie pan zabije, proszę. - Powiedziałam błagalnie.
- Nie mogę tego zrobić.
- Ale ja na prawdę proszę, ja już chyba nie wytrzymam. - Rzuciłam.
- Proszę się uspokoić. Zaraz wszystko wyjaśnimy, więc? - Zwrócił się ponownie do chłopaka - dlaczego pan tak pędził? Do sklepu?
- No właśnie tam jechaliśmy i chcieliśmy być tam pierwsi, bo jacyś goście nas zaczepili mówiąc że szybciej tam dojadą, to Dongwoo dał gazu i ziiuuuuuuuuuuu - Odezwała się przyjaciółka, która od razu zarobiła w potylicę.
- Nie odzywaj się. To nawet nie było w połowie prawdą. Oni nas wyzwali! - Krzyknął Sunggyu. - Dongwoo nie mógł tego zignorować, jesteśmy facetami, mamy swoją dumę. - Powiedziałam, potakując głową. Pogarszali tylko sytuację i nawet chyba tego nie wiedzieli. Czarne dziury zamiast mózgów. Zero skruchy czy czegokolwiek.
- Zamknijcie cię! - Krzyknęłam, próbując się uspokoić. - Dogwoo dał się ponieść swoim emocjom, a wie pan, to są dzikusy jakieś bo młodzi i w ogóle. Niech nam pan to daruje, to się nie powtórzy. Wplepi mu pan mandat, zabierze prawko i wszyscy będą zadowoleni. - Powiedziałam, po czym spojrzałam na zdezorientowanego Dongu, który wyjechał z tekstem:
- Ale to prawko jest lewe. - CO?!
***
 Teraz siedzieliśmy w areszcie, czekając na dalsze instrukcje, albo śmierć. Śmierć spowodowana głodem.
- Przepraszam...ale ja jestem głodny... - Wymruczał Dongu.
- To odgryź sobie język i go zjedz, żebyś się więcej nie odzywał, idioto do kwadratu.
- No ale czemu tak się odnosisz? Co ja zrobiłem? - Zapytał. On miał Alzheimera czy serio był taki głupi? Nie miałam nawet siły na rozmowę z nim. Wzięłam głęboki oddech po czym mój wzrok spojrzał na wijących na ziemi Sunggyu i Woohyuna.
- Głodni, głodni. Jeść! - Wypowiadali te słowa od 15 minut jak jeden mąż. Do nich też nie miałam siły. Tylko Sungjong i Ann się jakoś zachowywali, za to Myungsoo... Miał pusty wzrok, który był wbity w ścianę. Chłopak zaczął się oblizywać, mówiąc:
- Czekoladaaa... - Po tych słowach wstał, podszedł do ściany i zaczął ją lizać i gryźć na przemian. Normalnie to bym się z niego śmiała, ale gościu zaczął świrować z tego głodu, jak ta dwójka wijących się węży. Jak sobie chłopak połamie zęby, to będzie miał przerąbane. Podeszłam do niego, odsunęłam go od ściany i posadziłam na miejscu, siadając na nim, żeby przypadkiem znowu nie wstał.
To wszystko się w cholerę dłużyło a ja byłam zmęczona. Chciałam tylko trafić do sklepu a nie do celi...
Boże czy jest jakiś lek na ich chorobę bycia głupim? Proszę, daj mi znak. CISZA.                                   

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 11. Wyprawa do sklepu.

Nowy dzień, nowe problemy. Życie jest piękne czyż nie? Zwłaszcza jak się mieszka z siódemką zboczeńców i homosapiensów.
Obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Otworzyłam oczy i ujrzałam Dongwoo, siłującego się ze słoikiem ogórków. Darł się w niebo głosy, próbując odkręcić zakrętkę na wszystkie sposoby.    
- OTWIERAJ SIĘ TY GŁUPI SŁOIKU! DAJ MI ZJEŚĆ OGÓRKA, ALBO CIĘ ZABIJĘ! - Spojrzałam na niego z miną z serii: WTF, po czym wstałam, podeszłam do chłopaka, wyrwałam mu słoik i odkręciłam, oddając z powrotem.
- I się już zamknij. Jak mogłeś nie otworzyć słoika. To ty tu masz mięśnie jak Pudzian a nie ja. Nie wstydź ci teraz? Jeszcze groziłeś ogórkom, uważaj bo się zemszczą. - Dongu spojrzał na mnie ze zdziwionym wyrazem twarzy, wymruczał podziękowania po czym wgryzł się w ogórka. Ja natomiast skierowałam się do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Chciałam skorzystać póki wszyscy jeszcze śpią. No..Oprócz Dongwoo.
Wzięłam jeszcze wcześniej ciuchy na przebranie. A Tak na prawdę to ukradłam koszulę Sungyeol'a. I to jeszcze chyba jego ulubioną ze Spongem. Ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Po chwili zniknęłam w łazience. Odkręciłam ciepłą wodę, po czym weszłam pod prysznic, zasuwając zasłonkę. Modliłam się żeby ktoś tu nie wparował.
Kiedy relaksowałam się pod prysznicem, usłyszałam że ktoś wchodzi do łazienki, otwiera klapę od wc i się załatwia. Chyba ten ktoś nie wiedział nawet że ktoś inny już zajmuje łazienkę.
Wychyliłam się lekko za zasłony i się zapytałam grzecznie, gdy ujrzałam zaspanego Sunggyu.
- Przepraszam, co ty robisz? - Jako że człowiek nadal zaspany, nie kontaktował i nie wiedział co się w ogóle dzieje, gdy mnie zobaczył przestraszył się mojego widoku jakbym była jakimś duchem i o mały włos nie oblał całej łazienki moczem. Zachwiał się i wpadł na ścianę, krzycząc.
- PODGLĄDACZ, PEDOFIL! POMOCY!
- Zamknij się, czubku! Obudź się! To tylko ja! Dlaczego wparowujesz do łazienki, nie pukając nawet! Czy wy znacie słowo kultura? - Zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie z pod przymrużonych oczu...chociaż nie byłam nawet pewna czy mnie w ogóle widzi.
- Emi? WTF tu robisz? - Zapytał głupkowato.
- Robię śniadanie. - Odpowiedziałam.
- Oh? To zrobisz mi kanapkę z dżemem? - Zapytał, wstając i nadal się na mnie patrząc albo i nie.
- WYNOŚ-SIĘ-STĄD! To jest łazienka, idioto! Myślałeś że jesteś w kuchni? W kuchni się nie załatwia! - Wrzasnęłam.
- Dobra, po co te nerwy? Jeszcze ci macica pęknie... - wymamrotał.
- WON PARÓWO! - Krzyknęłam i oblałam go wodą z prysznica, tym samym zalewając prawie łazienkę. Gdy się go już pozbyłam, wróciłam do przerwanego relaksu.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy ktoś znowu wparował i na wejściu zaliczył glebę.
- BOŻE, MOJA GŁOWA, MÓJ MÓZG! BOLĄ. O MATKO, JESZCZE ŻEBRA I PLECY! UMIERAM! - Zaczął się drzeć Dongwoo. No kto inny mógłby sobie zrobić krzywdę jak nie on. Przecie ta małpa nie potrafi obsłużyć pralki...Nie żebym robiła z niego debila. Sam go z siebie robi. Znów się wychyliłam zza kotary i spojrzałam tępym wzrokiem na wijącego się chłopaka. Kiedy mnie ujrzał, zaczął przeraźliwie piszczeć.
- LATAJĄCY POTWÓR SPAGETTI! ON PO MNIE PRZYSZEDŁ! PRZEPRASZAM, NIE CHCIAŁEM ZABIĆ TWOJEGO DZIECKA! WYBACZ MI TO SIĘ NIE POWTÓRZY! - Zaczął się wydzierać, a ja miałam ochotę wyjść i go jeszcze dobić.
- To ja, kretynie. Emi. - Powiedziałam naprawdę żałosnym tonem. Ich głupota i durnowatość osiągnęła limit i jeszcze rośnie. I się rozprzestrzenia. Czemu jeszcze nie wynaleziono żadnego leku na debilów. Westchnęłam ciężko, po czym zapytałam.
- Możesz stąd wyjść? Dlaczego nikt z was nie puka przed wejściem.
- Bo my się nie wstydzimy? Mamy wszystko takie same. - Oznajmił, próbując się podnieść, ale na darmo.
- Są tu też dwie dziewczyny, które może się wstydzą. Wnoś się stąd za nim cię bardziej dobiję.
- Chętnie, ale chyba umieram... Połamałem sobie kości i mózg.
- Po pierwsze, mózg się nie łamie. A po drugie ty nie masz mózgu. Nie wiem, wypełznij stąd. Jak wielki zmutowany robak. - Próbował iść za moją radę, ale ciągle syczał. Możliwe że serio sobie połamał jakieś żebra.
- Halo, ktoś kto nie śpi. Wyciągnijcie stąd tego robaka! - Krzyknęłam. W przejściu ujrzałam Sungjonga. Najpierw spojrzał na mnie a potem na wijącego się Dongwoo.
- Jak on się tu dostał? Wyhodowałaś go czy jak? - Zapytał. Wzruszyłam ramionami, na co ten westchnął, złapał za nogi chłopaka i zaczął wyciągać z łazienki. Szło mu to opornie. Biedny maknae, chudziutki taki. Jak mu nie dają jedzenia to ja się nie dziwię że sił chłopak nie ma.
- FUUJ! Kiedy ty zmieniałeś skarpety?! - Wrzasnął młody.
- Nie wiem, miesiąc temu? - Odpowiedział. To. Było.Obrzydliwe.
- Pewnie stworzyło się nowe życie, które zbudowało własną cywilizację. - Powiedziałam, kręcąc głową. W końcu maknae wyciągnął z pomieszczenia chłopaka, który wyciągnął rękę w moją stronę i z żalem, powiedział:
- Proszę, uratuj mnie! - Zamrugałam kilka razy oczami. Zachowywał się jakby grał w jakimś w filmie, po czym zniknął za zamykanymi drzwiami. Nareszcie, cisza i spokój.
Gdy udało mi się wreszcie zrelaksować, nawet nie wiem po jakim czasie wyszłam z łazienki. Byłam ubrana tylko w koszulę Sungyeola, która sięgała mi za uda, co było dobre dla mnie. Nie chciałam by gapili się na mój tyłek.
W kuchni urzędował Woohyun i Dongwoo, próbujący zrobić śniadanie. Jang, znowu miał problem, tym razem z wodą. Nie mógł jej odkręcić, więc zaczął nią machać i drzeć się że jest głupia i że się zemści.
Wtedy wkroczył Woohyun. kolejny pół mózg, który nie wiedział chyba że woda jest gazowana, odkręcił a woda oblała ich i pół kuchni.
- Idioci, typowi idioci. - Mruknęłam do siebie, siadając, przy stole. Z pokoju, nagle wyłonił się Myungsoo. Zaspany, rozczochrany i nie kontaktujący. Usiadł koło równie zaspanego lidera, który usilnie jednak próbował się obudzić, co mu nie wychodziło nawet w połowie. Najlepszy moment był kiedy, oboje przysnęli i walnęli sie o swoje głowy, tym samym się budząc.
- Hej, czemu mnie bijesz? - Zapytał, Gyu.
- To ty mnie uderzyłeś! To że jesteś liderem nie znaczy że ci wszystko wolno. - Zagroził mu pięścią Myungsoo. Po chwili zaczęli się szarpać za włosy, kiedy usłyszeliśmy głodny wybuch. Od razu uwaga zwróciła się na dwóch chłopaków, który zaczęli krzyczeć, z powodu pożaru, który zrobili. Chyba próbowali zrobić naleśniki, ale dodali czegoś za dużo i wybuchnęło, podpalając całą patelnię i kuchenka też była bliska pożaru. Zerwałam się na nogi, wzięłam z rogu gaśnicę i skierowałam na jarającą się patelnię i tym samym zaatakowałam dymem chłopaków. Kiedy wszystko zostało przywrócone do porządku, z naleśników został popiół a patelnia? Nadawała się do wyrzucenia.
- Wy kretyni! Chcieliście nas zabić?! - Wrzasnęłam.
- Ale... - Odezwał się Dongwoo.
- Ty się nie odzywaj nawet. Spaliłeś swoje jedzenie i jeszcze to chciałeś spalić? Jak czegoś nie umiecie nie powinniście się za to zabierać. Dziećmi jesteście, że wszędzie łapy pchacie?! - Zapytałam, patrząc to na jednego to na drugiego.
- Chcieliśmy tylko pomóc. - Powiedział ze zbitą miną Woohyun. Westchnęłam, opanowując emocje.
- Rozumiem, ale jak czegoś nie potraficie, to tego zwyczajnie nie róbcie, dobra? Siadajcie ja nam coś przygotuje zanim znowu coś spalicie.
- Dobrze... - Powiedzieli razem i usiedli przy stole ze spuszczonymi głowami. Jak dzieci, jak dzieci. Brakuje im pieluch i smoczków. Wtedy ich egzystencja miałaby sens.
Zajrzałam do lodówki, chcąc zebrać potrzebne składniki na te naleśniki, skoro tak bardzo je chcieli, ale okazało się że lodówka jest oprawie pusta. W szafce nie było nawet mąki. Z czego oni robili te naleśniki? Chyba wolałam nie wiedzieć, serio. Westchnęłam ciężko, mówiąc.
- Ubierajcie się. Trzeba jechać po zakupy bo nie mamy co jeść. Nie wspominając o tym, że nie wiem z czego chcieliście zrobić naleśniki. LEPIEJ NIC NIE MÓWCIE. - Powiedziałam i wskazałam na pokoje. Nie chętnie się podnieśli i zaczęli ubierać, ale jak chciało się jeść, trzeba było najpierw zrobić potrzebne zakupy.
Kiedy Byliśmy już gotowi, zapytałam.
- Kto z was ma prawo jazdy? - Wszyscy spojrzeli na Dongwoo. Serio? SERIO?! On miał prawko? Ciekawe jak je zdobył.... Wzięłam głęboki wdech, mówiąc nie chętnie.
- Bierz klucze i zawieź nas marketu. Najlepiej najbliższego. - Kiedy to usłyszał, o mały włos nie podskoczył z radości do sufitu.
- Ale spokojnie i bez wygłupów. Mam zamiar jeszcze pożyć...chociaż chyba już wolę umrzeć, patrząc na was każdego dnia... - Wymamrotałam, a gdy Dongwoo radosnym krokiem wyszedł pierwszy, mówiąc:
- To będzie super przjeżdżka! - To już wiedziałam że dobrze się to nie skończy.