sobota, 11 maja 2013

Rozdział 11. Wyprawa do sklepu.

Nowy dzień, nowe problemy. Życie jest piękne czyż nie? Zwłaszcza jak się mieszka z siódemką zboczeńców i homosapiensów.
Obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Otworzyłam oczy i ujrzałam Dongwoo, siłującego się ze słoikiem ogórków. Darł się w niebo głosy, próbując odkręcić zakrętkę na wszystkie sposoby.    
- OTWIERAJ SIĘ TY GŁUPI SŁOIKU! DAJ MI ZJEŚĆ OGÓRKA, ALBO CIĘ ZABIJĘ! - Spojrzałam na niego z miną z serii: WTF, po czym wstałam, podeszłam do chłopaka, wyrwałam mu słoik i odkręciłam, oddając z powrotem.
- I się już zamknij. Jak mogłeś nie otworzyć słoika. To ty tu masz mięśnie jak Pudzian a nie ja. Nie wstydź ci teraz? Jeszcze groziłeś ogórkom, uważaj bo się zemszczą. - Dongu spojrzał na mnie ze zdziwionym wyrazem twarzy, wymruczał podziękowania po czym wgryzł się w ogórka. Ja natomiast skierowałam się do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Chciałam skorzystać póki wszyscy jeszcze śpią. No..Oprócz Dongwoo.
Wzięłam jeszcze wcześniej ciuchy na przebranie. A Tak na prawdę to ukradłam koszulę Sungyeol'a. I to jeszcze chyba jego ulubioną ze Spongem. Ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Po chwili zniknęłam w łazience. Odkręciłam ciepłą wodę, po czym weszłam pod prysznic, zasuwając zasłonkę. Modliłam się żeby ktoś tu nie wparował.
Kiedy relaksowałam się pod prysznicem, usłyszałam że ktoś wchodzi do łazienki, otwiera klapę od wc i się załatwia. Chyba ten ktoś nie wiedział nawet że ktoś inny już zajmuje łazienkę.
Wychyliłam się lekko za zasłony i się zapytałam grzecznie, gdy ujrzałam zaspanego Sunggyu.
- Przepraszam, co ty robisz? - Jako że człowiek nadal zaspany, nie kontaktował i nie wiedział co się w ogóle dzieje, gdy mnie zobaczył przestraszył się mojego widoku jakbym była jakimś duchem i o mały włos nie oblał całej łazienki moczem. Zachwiał się i wpadł na ścianę, krzycząc.
- PODGLĄDACZ, PEDOFIL! POMOCY!
- Zamknij się, czubku! Obudź się! To tylko ja! Dlaczego wparowujesz do łazienki, nie pukając nawet! Czy wy znacie słowo kultura? - Zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie z pod przymrużonych oczu...chociaż nie byłam nawet pewna czy mnie w ogóle widzi.
- Emi? WTF tu robisz? - Zapytał głupkowato.
- Robię śniadanie. - Odpowiedziałam.
- Oh? To zrobisz mi kanapkę z dżemem? - Zapytał, wstając i nadal się na mnie patrząc albo i nie.
- WYNOŚ-SIĘ-STĄD! To jest łazienka, idioto! Myślałeś że jesteś w kuchni? W kuchni się nie załatwia! - Wrzasnęłam.
- Dobra, po co te nerwy? Jeszcze ci macica pęknie... - wymamrotał.
- WON PARÓWO! - Krzyknęłam i oblałam go wodą z prysznica, tym samym zalewając prawie łazienkę. Gdy się go już pozbyłam, wróciłam do przerwanego relaksu.
Nie minęło nawet dziesięć minut, kiedy ktoś znowu wparował i na wejściu zaliczył glebę.
- BOŻE, MOJA GŁOWA, MÓJ MÓZG! BOLĄ. O MATKO, JESZCZE ŻEBRA I PLECY! UMIERAM! - Zaczął się drzeć Dongwoo. No kto inny mógłby sobie zrobić krzywdę jak nie on. Przecie ta małpa nie potrafi obsłużyć pralki...Nie żebym robiła z niego debila. Sam go z siebie robi. Znów się wychyliłam zza kotary i spojrzałam tępym wzrokiem na wijącego się chłopaka. Kiedy mnie ujrzał, zaczął przeraźliwie piszczeć.
- LATAJĄCY POTWÓR SPAGETTI! ON PO MNIE PRZYSZEDŁ! PRZEPRASZAM, NIE CHCIAŁEM ZABIĆ TWOJEGO DZIECKA! WYBACZ MI TO SIĘ NIE POWTÓRZY! - Zaczął się wydzierać, a ja miałam ochotę wyjść i go jeszcze dobić.
- To ja, kretynie. Emi. - Powiedziałam naprawdę żałosnym tonem. Ich głupota i durnowatość osiągnęła limit i jeszcze rośnie. I się rozprzestrzenia. Czemu jeszcze nie wynaleziono żadnego leku na debilów. Westchnęłam ciężko, po czym zapytałam.
- Możesz stąd wyjść? Dlaczego nikt z was nie puka przed wejściem.
- Bo my się nie wstydzimy? Mamy wszystko takie same. - Oznajmił, próbując się podnieść, ale na darmo.
- Są tu też dwie dziewczyny, które może się wstydzą. Wnoś się stąd za nim cię bardziej dobiję.
- Chętnie, ale chyba umieram... Połamałem sobie kości i mózg.
- Po pierwsze, mózg się nie łamie. A po drugie ty nie masz mózgu. Nie wiem, wypełznij stąd. Jak wielki zmutowany robak. - Próbował iść za moją radę, ale ciągle syczał. Możliwe że serio sobie połamał jakieś żebra.
- Halo, ktoś kto nie śpi. Wyciągnijcie stąd tego robaka! - Krzyknęłam. W przejściu ujrzałam Sungjonga. Najpierw spojrzał na mnie a potem na wijącego się Dongwoo.
- Jak on się tu dostał? Wyhodowałaś go czy jak? - Zapytał. Wzruszyłam ramionami, na co ten westchnął, złapał za nogi chłopaka i zaczął wyciągać z łazienki. Szło mu to opornie. Biedny maknae, chudziutki taki. Jak mu nie dają jedzenia to ja się nie dziwię że sił chłopak nie ma.
- FUUJ! Kiedy ty zmieniałeś skarpety?! - Wrzasnął młody.
- Nie wiem, miesiąc temu? - Odpowiedział. To. Było.Obrzydliwe.
- Pewnie stworzyło się nowe życie, które zbudowało własną cywilizację. - Powiedziałam, kręcąc głową. W końcu maknae wyciągnął z pomieszczenia chłopaka, który wyciągnął rękę w moją stronę i z żalem, powiedział:
- Proszę, uratuj mnie! - Zamrugałam kilka razy oczami. Zachowywał się jakby grał w jakimś w filmie, po czym zniknął za zamykanymi drzwiami. Nareszcie, cisza i spokój.
Gdy udało mi się wreszcie zrelaksować, nawet nie wiem po jakim czasie wyszłam z łazienki. Byłam ubrana tylko w koszulę Sungyeola, która sięgała mi za uda, co było dobre dla mnie. Nie chciałam by gapili się na mój tyłek.
W kuchni urzędował Woohyun i Dongwoo, próbujący zrobić śniadanie. Jang, znowu miał problem, tym razem z wodą. Nie mógł jej odkręcić, więc zaczął nią machać i drzeć się że jest głupia i że się zemści.
Wtedy wkroczył Woohyun. kolejny pół mózg, który nie wiedział chyba że woda jest gazowana, odkręcił a woda oblała ich i pół kuchni.
- Idioci, typowi idioci. - Mruknęłam do siebie, siadając, przy stole. Z pokoju, nagle wyłonił się Myungsoo. Zaspany, rozczochrany i nie kontaktujący. Usiadł koło równie zaspanego lidera, który usilnie jednak próbował się obudzić, co mu nie wychodziło nawet w połowie. Najlepszy moment był kiedy, oboje przysnęli i walnęli sie o swoje głowy, tym samym się budząc.
- Hej, czemu mnie bijesz? - Zapytał, Gyu.
- To ty mnie uderzyłeś! To że jesteś liderem nie znaczy że ci wszystko wolno. - Zagroził mu pięścią Myungsoo. Po chwili zaczęli się szarpać za włosy, kiedy usłyszeliśmy głodny wybuch. Od razu uwaga zwróciła się na dwóch chłopaków, który zaczęli krzyczeć, z powodu pożaru, który zrobili. Chyba próbowali zrobić naleśniki, ale dodali czegoś za dużo i wybuchnęło, podpalając całą patelnię i kuchenka też była bliska pożaru. Zerwałam się na nogi, wzięłam z rogu gaśnicę i skierowałam na jarającą się patelnię i tym samym zaatakowałam dymem chłopaków. Kiedy wszystko zostało przywrócone do porządku, z naleśników został popiół a patelnia? Nadawała się do wyrzucenia.
- Wy kretyni! Chcieliście nas zabić?! - Wrzasnęłam.
- Ale... - Odezwał się Dongwoo.
- Ty się nie odzywaj nawet. Spaliłeś swoje jedzenie i jeszcze to chciałeś spalić? Jak czegoś nie umiecie nie powinniście się za to zabierać. Dziećmi jesteście, że wszędzie łapy pchacie?! - Zapytałam, patrząc to na jednego to na drugiego.
- Chcieliśmy tylko pomóc. - Powiedział ze zbitą miną Woohyun. Westchnęłam, opanowując emocje.
- Rozumiem, ale jak czegoś nie potraficie, to tego zwyczajnie nie róbcie, dobra? Siadajcie ja nam coś przygotuje zanim znowu coś spalicie.
- Dobrze... - Powiedzieli razem i usiedli przy stole ze spuszczonymi głowami. Jak dzieci, jak dzieci. Brakuje im pieluch i smoczków. Wtedy ich egzystencja miałaby sens.
Zajrzałam do lodówki, chcąc zebrać potrzebne składniki na te naleśniki, skoro tak bardzo je chcieli, ale okazało się że lodówka jest oprawie pusta. W szafce nie było nawet mąki. Z czego oni robili te naleśniki? Chyba wolałam nie wiedzieć, serio. Westchnęłam ciężko, mówiąc.
- Ubierajcie się. Trzeba jechać po zakupy bo nie mamy co jeść. Nie wspominając o tym, że nie wiem z czego chcieliście zrobić naleśniki. LEPIEJ NIC NIE MÓWCIE. - Powiedziałam i wskazałam na pokoje. Nie chętnie się podnieśli i zaczęli ubierać, ale jak chciało się jeść, trzeba było najpierw zrobić potrzebne zakupy.
Kiedy Byliśmy już gotowi, zapytałam.
- Kto z was ma prawo jazdy? - Wszyscy spojrzeli na Dongwoo. Serio? SERIO?! On miał prawko? Ciekawe jak je zdobył.... Wzięłam głęboki wdech, mówiąc nie chętnie.
- Bierz klucze i zawieź nas marketu. Najlepiej najbliższego. - Kiedy to usłyszał, o mały włos nie podskoczył z radości do sufitu.
- Ale spokojnie i bez wygłupów. Mam zamiar jeszcze pożyć...chociaż chyba już wolę umrzeć, patrząc na was każdego dnia... - Wymamrotałam, a gdy Dongwoo radosnym krokiem wyszedł pierwszy, mówiąc:
- To będzie super przjeżdżka! - To już wiedziałam że dobrze się to nie skończy.                     

3 komentarze:

  1. Fajne opowiadanie. Lekkie i zabawne. Lubię takie :) Zapraszam na muzyka-wg-nas.blospot.com
    ______
    Alka

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie boskie. Pisz tak dalej. W niektórych momentach nie mogłam powstrzymać śmiechu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja płaczę na każdym rozdziale i wyrywam sobie włosy z głowy

    OdpowiedzUsuń