środa, 31 lipca 2013

Rozdział 16. "Mikołaj nie istnieje!"

~ Z punktu widzenia Dongwoo ~

Niewierze że Emi zorganizowała cały ten biwak. Nie dość że nas przywiozła do jakiegoś lasu, który wygląda jak ze Slendera, to jeszcze wysyła nas na poszukiwanie jakiś patyków. Ona nawet nie wie czy są tu jakieś dzikie zwierzęta, co by to nas z chęcią zjadły. Ughhr.
- Ale..Ale...Chwila. Ee? Gdzie jestem? Gdzie Myungsoo i Sungyeol? Zostawili mnie? Eh? Dlaczego? Umrę? Boże, czy to kara za to że zabiłem niechcący staruszkę? A może to przez zabitą wiewiórkę? BOŻE NO WYBACZ MI! STANĘ SIĘ LEPSZYM CZŁOWIEKIEM! - Krzyknąłem, a moje echo zaczęło odbijać się od drzew, biegnąc dalej i dalej niosąc mój krzyk aż w końcu ucichło.
Naprawdę nienawidzę być sam. Nie ma się do kogo odezwać, ani komu ponarzekać i zaplanować plan zemsty na Emi.
Dlaczego to ja zawsze obrywam? Serio jestem aż taki głupi? Oh? Mi się wydaje że jestem po prostu oryginalny. Nikt nie może się tak zachowywać oprócz mnie. Hmm. Chociaż nie... Reszta nie zachowuje się lepiej. Może powinienem się zmienić? Zachowywać się porządniej i nie sprawiać problemów? W końcu Emi tak bardzo się o nas martwi. ...............
- EEEEH? Co jest? Co ten las mi robi? Dlaczego takie myśli chodzą mi po głowie? Przecież nie o takich rzeczach ja myślę. Lesie! To twoja wina! SPŁOŃ!- Krzyknąłem, kiedy nagle usłyszałem że kilka metrów za mną coś się dymi. Zrobiłem kilka kroków i faktycznie...drzewo zaczęło się jarać.
- Oesu... Czy ja mam jakiś dar o którym nie wiem? Więc aż tak bardzo mnie nienawidzisz, boże? Boże? Jesteś tam? Odezwij się! Daj jakiś znak że nadal mnie kochasz! - Cisza.
Dobra... To był chyba przypadek. Więc w takim razie... jak to drzewo się zapaliło?
Będąc ciekawym, skierowałem się do płonącego drzewa. Szczerze mówiąc, jarało się w niesamowicie szybkim tempie. Ktoś je polał benzyną?
Rozejrzałem się ale nikogo nie zauważyłem. Pewnie oprawca zwiał. Wiedział że jestem niedaleko i wszystko pójdzie na mnie.
- Tak naprawdę, nigdy w ciebie nie wierzyłem BOŻE! - Po raz kolejny z rzędu wrzasnął rmi ze wściekłością ruszyłem przed siebie.

*********

Po jakimś czasie chodzenia, nieźle się zmęczyłem. A w ogóle to gdzie ja znowu jestem?
Rozejrzałem się i w oddali zauważyłem mały domek. W sumie to nie był domek a jakiś kantorek w środku lasu. Trochę bałem się do niego podejść bo wyglądał złowrogo. Wszystko co stoi po środku lasu, pola czy innych takich - jest złe, a ja... byłem bardzo... strachliwym człowiekiem.
Mimo wszystko postanowiłem się zachować jak faceta przystało i  skierowałem swoje kroki w kierunku owego kantorka.
Byłem coraz bliżej i bliżej. Wyciągnąłem nawet rękę żeby szybko otworzyć i schować się za najbliższe drzewo w razie czego, ale nagły ryk, który dochodził z głębi lasu, zmusił mnie do schowania się w tym kantorku.
To co tam ujrzałem w sumie nie powinno zdziwić, ale jednak. Obściskujący się Myungsoo i Sungyeol, do połowy rozebrani? Nie widuje się tego codziennie. Tym bardziej że przecież Myungsoo nas nienawidzi bo jesteśmy inni. Jesteśmy gejami i się tego nie wstydzimy!
- Ohoho? No proszę proszę. Cóż za niegrzeczne dongsaengi. HAHAHA!
- Nic nie widziałeś... - Wysyczał Myungsoo zapinając swoją koszulę.
- Jasne Jasne. Widzę że doszliście do... porozumienia. Hahaha! Okej, bo mamy gorszy problem.
- Już gorzej być nie może, skoro ty tu jesteś. - Odezwał się Sungyeol, układając swoja fryzurę. Wtedy nasza trójka usłyszała kolejny ryk, który się do nas zbliżał.
- Emi mi słono zapłaci jeśli to przeżyje. Jeśli nie? Będę ją nawiedzał do końca jej życia. - Oznajmiłem, potakując głową na swoje słowa.
- Jesteś bardziej mięsisty. Jakby co, zostaniesz jako pierwszy zjedzony. - Rzucił Myungsoo z szyderczym uśmiechem.
- Ty diable... - Wyszeptałem. - Uważaj bo jestem też silny i będę mógł Cię jako pierwszego stąd wyrzucić. Wtedy zobaczymy czy będziesz taki mądry, jak będziesz spierdzielał prze ogromnym niedźwiedziem, który mógłby cię zniszczyć jednym machnięciem. - Rzuciłem po czym lekko rozchyliłem drzwi, by zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Nie widziałem tego cholernego niedźwiedzia, dopóki, ni ujrzałem biegnących w naszym kierunku Hoyę i Woohyuna. Za nimi biegł dość szybko wielki niedźwiedź a z jego pyska toczyła się piana. WTF?
- Nie biegnijcie tu! Tu nie ma miejsca! Idźcie stąd! - Krzyknął Sungyeol, przykucając i wyglądając przez uchylone drzwi. Niestety, nasi przyjaciele nie posłuchali i jak burza wparowali do kantorka, który ledwo pomieścił nas trzech a jest już nas piątka.
- PRZECIEŻ MÓWIŁEM ŻEBYŚCIE SPIEPRZALI! NIE WIDZICIE ŻE NIE MA MIEJSCA? ZABIERACIE NAM OSTATNI TLEN! - Wrzasnął Sungyeol, będąc dociskanym przeze mnie do Myungsoo. Nie mogłem zrobić żadnego ruchu.
- Zamknij się! Myśleliśmy że to wejście do Narni, dlatego tu wbiegliśmy! - rzucił Woohyun.
- Nie kłam! Widziałeś mnie i słyszałeś Sungyeol'a! Jak śmiesz używać tak słabych wymówek?! Narnia nie istnieje!  - Krzyknąłem.
- MIKOŁAJ NIE ISTNIEJE! Twoje prezenty to nie od mikołaja tylko do nas, głupku! Wiesz ile musiałem wydać kasy na ten twój zestaw małego chemika?! Na kij ci to skoro tego nie używasz?! - Odkrzyknął Woohyun.
Żyłem w kłamstwie? Więc te wszystkie prezenty, które znajdywałem pod choinką, kupowali mi rodzice? Jak mam dalej żyć? ;;
- Moglibyście się nie drzeć?! Może jak się zamkniecie to niedźwiedź sobie pójdzie! - Odezwał się Hoya, na którego twarzy widniał ból.
- A ty czemu nie powiedziałeś że zostaniesz jeszcze w szpitalu skoro nie wydobrzałeś?! - Wrzasnąłem, ilustrując go wzrokiem.
- Miałem dosyć ciągłego leżenia i nic nierobienia! Jak tak chcesz, to sam sobie wpadnij pod samochód i leż w śpiączce a potem jeszcze kilka dni na obserwacji! Zobaczymy czy ci tyłek nie zdrętwieje i nie stracisz czucia w nogach! - Odpowiedział ze złością, prychając. Mimo jego niedoleczonego stanu, cieszyłem się że wrócił. Tęskniłem za nim. Bez niego było pusto. Bez Hoyi Inifnite to nie Infinite.
Mimo że zachowywał się tak jak inni, czyli był najgłupszym głupkiem i zawsze konkurował z Woohyunem, to w najcięższych chwilach on poprawiał nam humor.
Jego niezrozumiałe żarty nadal są niezrozumiałe, ale są tak głupie i niezrozumiałe że aż śmieszne.
Ah.. Powtórzyłem się.
Naszej piątce zaczynało brakować powietrza, bo szczerze mówiąc w tym kantorku nieźle waliło. jakby ktoś umarł a jego zwłoki rozkładały się bóg wie ile i ten zapach nigdy się stąd nie ulotnił.
Chociaż... gdyby się bardziej skupić i przyjrzeć po dwóch stronach wisiały piły i inne narzędzia, które były zakrwawione.
- Chłopaki... - Wymamrotałem.
- Co? - Zapytali jednocześnie.
- Umrzemy tu...
- Co ty za głupoty gadasz? - Zapytał Hoya. Kiedy wskazałem im na owe narzędzia ich oczy się rozszerzyły, a ja z krzykiem wybiegłem z kantorka natrafiając na niedźwiedzia, który krążył koło nas i z jeszcze głośniejszym krzykiem zacząłem uciekać, kiedy zwierze zaczęło mnie gonić.
Wtedy usłyszałem krzyki reszty, która biegła zaraz za mną, taranując niedźwiedzia i dołączając do mnie.
- Jak śmiesz sam sobie uciekać?! - Krzyknął Hoya.
- Skoro razem jesteśmy to przynajmniej razem uciekajmy! - Dodał Woohyun.
- Powaliliście niedźwiedzia! - Krzyknąłem, nie przestając biec.
- Nie będziesz sam umierał! Po za tym nie możesz umrzeć jako pierwszy! - Krzyknął Sungyeol.
- A mnie to bez różnicy, kto umrze pierwszy. Ja biegnę bo nie chciałem zostać tam sam. - Dodał cicho Myungsoo.
Tak....On nigdy nie był dobry w wyrażaniu uczuć. No chyba że chodziło o jego poduszkę.
Cieszyłem się z ich słów. Wiedziałem że nigdy nie zostanę sam, pomimo mojego zachowania i charakteru. Wspieraliśmy się pomimo wielu kłótni i niedogodzeń. Miałem nadzieje że już tak będzie zawsze.
SERIO LESIE?! COŚ ZE MNĄ ZROBIŁ?!
Nagle przestałem biec, kiedy nie czułem pod sobą gruntu. Okazało się że właśnie wpadam w jakąś wielką dziurę.
Kiedy wylądowałem, reszta spojrzała na mnie z góry, wołając czy nic mi nie jest.
- Nie! Poza tym ze mam wszędzie piasek i boli mnie kostka to chyba nic! - Odkrzyknąłem i zauważyłem że reszta łapie się za ręce, tworząc typowy sznur i próbując mnie wyciągnąć. Hoya wyciągał do mnie rękę, ale wciąż było za daleko.
- Nie sięgam! MOŻE WYHODUJESZ TRZECIĄ RĘKĘ Z DŁONI? - Krzyknąłem.
- Zamilcz albo cię tam zostawię! -Odkrzyknął.
- Nie dasz rady!
- No wiem, ale staram się, więc współpracuj! - Wrzasnął, kiedy, ktoś nie wytrzymał u puścił Woohyuna, który trzymał Hoyę i w efekcie oboje zlecieli.
Na szczęście nic im nie było. Spojrzałem w górę i ujrzałem Sungyeol'a, którego twarz wyrażała przerażenie i rozczarowanie.
-  JAK MOGŁEŚ PUŚCIĆ, CHUDZIELCU!? - Krzyknąłem.
- Nie mam tyle siły jak wasza trójka razem wzięta!
- Poszukamy pomocy. Nie ruszajcie się stąd! - Krzyknął Myungsoo. Serio? SERIO? Gdzie ja niby miałem się ruszyć?! Co za kretyn.
Tak więc zostaliśmy we trojkę, w ciemnym lesie, w ciemnej i zimnej dziurze, głodni i zmęczeni.
Miałem znaleźć tylko kilka badylów na rozpałkę, a przez swoją dezorientację, natrafiłem na niedźwiedzia, niemal uprawiających seks Sungyeola i Myungsoo aż skończyłem w dziurze.
Na pewno umrę. Skoro L i Yeollie poszli po pomoc... Na bank nie wrócą.
Mimo wszystko starałem się być dobrej myśli choć łatwo nie było, ponieważ z reguły  takich sytuacjach byłem pesymistą. Postanowiliśmy odpocząć, a w razie gdyby chłopaki nie wrócili, spróbujemy sami się wydostać.



wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 15. Przygotowania.

Pod odebraniu Howon'a ze szpitala, od razu ruszyliśmy na biwak.
Byłam zdziwiona że droga zeszła w ciszy. No poza Dongwoo, który w niebo głosy darł się jak to się cieszy że wrócił Hoya i że będzie trzeba to uczcić.
Nawet nie chcę wiedzieć jak on to uczci. Być może dlatego że wiem, ale wolę jednak nie wiedzieć.
Matko, sama się komplikuje.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, otaczały nas tylko i wyłącznie... drzewa. Można by powiedzieć że wywiozłam nas na totalne zadupie.
Nauczę ich jak przetrwać w tym jakże niebezpiecznym świecie. Dongwoo wierzy w ufo, więc jakoś musi przetrwać kiedy nastąpi inwazja i obcy przejmą władzę na światem.
Serio... z każdym dniem dowiaduję się o nich rzeczy, które doprowadzają mnie do płaczu.
Z resztą... każdy wierzy w co chce... Ja wierzę w jednorożce biegające po tęczy. NICHUJA! UFO I JEDNOROŻCE NIE ISTNIEJĄ! Wychowano mnie w kłamstwie. ;-;  Jak mam żyć?
Dobra, tylko żartowałam.
A więc... spojrzałam na chłopaków, którzy byli całkiem zdezorientowani. Czy ja się nie wyraziłam jasno że jedziemy na biwak? Obóz? Jedno i to samo. Więc czemu tacy zdziwieni?
- Emi.. ja przepraszam... ale gdzie jesteśmy? - Zapytał Myungsoo.
- Nie przepraszaj. Dlaczego głupio pytasz? W lesie jesteśmy. Będziemy jak Bear Grylls.
- Kim jest Bear Grylls? - Zapytał Sungyeol.
- To ktoś kto przetrwa wszędzie. Oprócz Polski. Jak tam pojedzie to pewnie już nigdy nie wróci. - Oznajmiłam przytakując głową na swoje słowa.
- Odwiedzimy kiedyś Polskę, żeby też przeżyć? - Zapytał Dongwoo.
- Ty tam nie przetrwasz pewnie pół dnia, cię dorwą spiją i zostawią. Obudzisz się nie wiadomo gdzie i umrzesz. - Powiedziałam.
- Ja nie chcę! - Odezwał się zrozpaczonym głosem Dongu, któremu oczy się zaszkliły. Hoya poklepał go po ramieniu, kręcąc przecząco głową.
- Żartowałam. Matko... aleś ty łatwowierny. Nie wszystko co mówię jest prawdą.
- CO?! WIĘC PRZEZ CAŁY TEN CZAS NAM O WSZYSTKIM KŁAMAŁAŚ?! - Zapytał zalany już łzami.
- W niektórych momentach... - Oznajmiłam przytakując głową i dodając. - Dobra, czy wszyscy gotowi na biwak? - Zapytałam, ilustrując ich wzrokiem. Wciąż byli niepewni, ale aby uniknąć moich dalszych wykładów, po prostu pokiwali głowami.
Tak więc wszyscy razem ruszyliśmy wyznaczoną ścieżką w głąb lasu. Kątem oka zauważyłam, że wszyscy się nerwowo rozglądają.
- Spokojnie. Nic was nie zje. - Odezwałam się.
- Jesteś pewna? - Zapytał Dongwoo. Zapadła krótka cisza po czym odezwałam się szeptem.
- Chyba...
- JAK TO CHYBA?! Wywiozłaś nas na jakieś odludzie i nawet nie wiesz czy nie ma tu jakiś dzikich zwierząt? Chcesz nas zabić? Dlaczego tak bardzo nas nienawidzisz? - Zapytał znów zrozpaczonym głosem.
- Zamknij się. Wcale was aż tak bardzo nie nienawidzę. A nawet jeśli coś będzie, nauczycie się polować. Ten las nie jest chroniony ani zwierzęta żyjące tutaj.
- A więc są tu jakieś? - Odezwał się Woohyun, który wyglądał na bardziej odważnego niż reszta. W sumie sama nie miałam pojęcia czy są tu jakieś zwierzęta. Po prostu chciałam nas zabrać do innego miejsca niż dorm.
Cholerny menadżerze... mam nadzieje że dobrze się bawisz, bo gdy tylko wrócisz... porwę cię i tu porzucę na pastwę wygłodniałych zwierząt.
Dlaczego ta dzika banda za mną tylko narzekała? Czy ich życie składało się tylko wyłącznie, z jedzenia, narzekania i grzmocenia? Są niemal w swoim naturalnym środowisku., powinni się czuć swobodnie.
Nie to że chcę ich obrazić... po prostu... to jakoś tak samo. Gdyby ich podejście było inne, moje również. Ale jest jak jest. Nic na to nie poradzę. Sami się o to proszą.
Miałam nadzieje że ta wycieczka zrobi z nich chociaż trochę facetów... mężczyzn? Yyyy... to było możliwe, prawda? Odrobina odpowiedzialności ich by nie zabiła.
Ich życie jest tylko beztroską. Tak nie mogło być. Trzeba było chociaż trochę zmienić ich egzystencję.

*******  

Kiedy znaleźliśmy już miejsce do biwakowania, spojrzałam na miotających się chłopaków. Miałam nadzieje że zabrali potrzebne rzeczy. Mówiąc "potrzebne rzeczy" miałam na myśli namioty, w których mieliśmy spać. Jeśli nie wzięli, to chyba ich pobije.
- Co jest? - Zapytałam, Sunggyu, który nerwowo grzebał w plecaku.
- Emi... - Zaczął, nie odwracając się w moją stronę. PROSZĘ, NIE! - ... Mamy tylko jeden namiot... - Oznajmił, po czym spojrzał na mnie z naprawdę smutnym wyrazem twarzy. Chociaż bardziej to przypominało rozczarowanie pomieszane ze smutkiem.
Wyjął namiot z plecaka i zaczął go powoli rozkładać z pomocą Woohyun'a i Hoyi. Cóż... było przynajmniej gdzie spać. Jednak większy problem stanowiła pojemność tego namiotu. Najwięcej zmieści się w nim pięć osób, a nas było aż dziewięć. TO BYŁ CHYBA NAJWIĘKSZY PROBLEM ŻYCIA.
Jak dziewięć osób miało się pomieścić w miejscu, przeznaczonym nie więcej jak dla pięciu? Zabraknie nam chyba tlenu.
Westchnęłam ciężko. Cóż... jakoś będziemy musieli sobie poradzić. Nie mogłam w tym momencie narzekać, bo jeszcze stałabym się takim marudą jak oni, a nie chciałam.
Miałam zamiar się odprężyć i dobrze bawić, nawet jeśli miałam spać ściśnięta między ludźmi, którym trudno utrzymać w ryzach swoje zapędy seksualne.
I tak będzie super. BĘDZIE SUPER I KONIEC. Wszyscy będziemy się dobrze bawić na tym cholernym obozie!
- Mówiłam byście dokładnie sprawdzili przed wyjściem czy wzięliście wszystko... - Mruknęłam.
- Ale drugi namiot miał wziąć Sungjong! - Powiedział Gyu.
- Hej! Nie zwalaj winy na mnie! Nikt mi nic nie powiedział! - Odpowiedział maknae, odwracając się do nas plecami z obrażoną miną.
- Dobra, nie zaczynajcie kłótni. Jakoś sobie poradzimy. Ludzie nie z takich sytuacji wychodzili. - Powiedziałam z pewnością.
- Chcesz wybudować szałas? - Zapytał Myungsoo.
- Jeśli będzie trzeba, to tak. I będziesz pod nim spał... - Zwróciłam się do chłopaka z pod przymrużonych powiek.
Namiot był rozbity, potrzebowaliśmy tylko trochę patyków by rozpalić ognisko.
Spojrzałam na Dongwoo który chodził z miejsca na miejsce, więc to zadanie postanowiłam przydzielić jemu.
- Dongwoo. Idź poszukaj jakiś badylów do rozpalenia ogniska. - Zwróciłam się do chłopaka. Ten spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Mam iść sam? No chyba żartujesz! - Powiedział a raczej wrzasnął.
- Nie krzycz. Weź sobie kogoś do pomocy. Sam wszystko nie przyniesiesz. Po za tym sam się jeszcze zgubisz znając życie. Albo ja ci dam kogoś do pomocy. - Zilustrowałam każdego z chłopaków po czym, postanowiłam wysłać z nim Myungsoo i Sungyeola. Myungsoo był z lekka przygłupi, ale kiedy trzeba było... nie. To nie ma znaczenia. W każdym razie i tak go wyślę. A jak się zgubi to z Sungyeol'em. Dongwoo straci orientację już na samym początku, bo będzie się ociągał zapewne.
- Myungsoo, Sungyeol i Dongwoo. Idźcie poszukać czegoś do rozpałki. Nie spieszcie się.
Tylko wróćcie. - Rzekłam, po czym zajęłam się swoimi sprawami.
Kiedy chłopcy zniknęli za drzewami, zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam. Sungyeol z nich wszystkich był chyba najbardziej normalny, ale Myungsoo pewnie będzie starał się go unikać i będzie szedł tak szybkim krokiem, że Sungyeol będzie za nim biegł, a Dongwoo w tym czasie straci drogę, bo będzie zbyt zajęty narzekaniem na zło tego świata. Czyli mnie.
W każdym razie... to go powinno wtedy czegoś nauczyć. W obliczu zagrożenia, człowiek robi wszystko żeby przetrwać. Dongwoo, nie jest takim typem człowieka, ale jeśli naprawdę się zgubi...strach go sparaliżuje i adrenalina podskoczy, wtedy zacznie myśleć co zrobić by wrócić żywym.
O Sungyeola i Myungsoo... jakoś mało się martwię.  
Trochę to okrutne z mojej strony... ale może wtedy bardziej doceni swoje życie a nie tylko beztroskę, którą żyje.
Nim się spostrzegłam Woohyun i Hoya zaczęli się o coś sprzeczać. Jak się okazało... po której stronie kto będzie spał.
- Ja po lewej! - wrzasnął Woo.
- Nie! Bo ja! Nie cierpię prawej strony! Zawsze jest zimna! - Odpowiedział Hoya.
- Sam jesteś zimny, dlatego ci się zdaje że strona po której śpisz jest taka sama!
- MORDA! - Wrzasnęłam. - Byście się wzięli za rozkładanie śpiworów albo jedzenia. Albo czegokolwiek, zamiast tego ciągłego przekomarzania!
- Pff... - Prychnęli oboje. Nawet biwakowanie z tymi ludźmi będzie ciężkie.
- Sungjong... czy mógłbyś mi pomóc? - Zapytałam, na co ten jedynie potaknął głową. Kiedy odwróciłam się w kierunku w którym powinni być Hoya i Woohyun... nie zastałam ich. Jezu... jeszcze tego brakowało. Hoya ledwo wyszedł ze szpitala i już się nakręca gdy tylko Nam się odezwie.
Pokręciłam przecząco głową. Zostali ze mną Sungjong, Sungyu i Ann. We czwórkę, zaczęliśmy przygotowywać miejsce do spania, bo powoli zaczęło się ściemniać i robić zimniej.
A chłopaków jak nie było tak nie ma. To więcej niż pewne że się zgubili. Woohyun i Hoya też.
To będzie chyba najcięższe przeczycie tutaj, niż gdziekolwiek indziej.


Następne rozdziały będą prawdopodobnie pisane z punktów widzenia chłopaków, więc spodziewajcie się jeszcze zabawniejszych sytuacji. ^^
A ode mnie parodia, przez którą się popłakałam :3


wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 14. Babcia, marycha i las.

Kiedy się rano obudziłam, o dziwo wciąż wszyscy jeszcze spali. Postanowiłam to wykorzystać i wymknęłam się z domu, wcześniej się oczywiście przebierając i swoje kroki skierowałam do sklepu.
Droga zeszła mi zadziwiająco szybko co mnie nawet ucieszyło. Raz dwa zrobię zakupy i wrócę, zrobię śniadanie i obudzę chłopaków. Oh i Ann.
Jednakże kiedy drzwi do sklepu się za mną zamknęły, o mały włos szczęka mi nie opadła kiedy zobaczyłam tłum ludzi, biegających między regałami, w poszukiwaniu swoich produktów.
- Jesuuu...dlaczego jest tu multum ludzi? Dlaczego nagle wszyscy chcąc robić zakupy kiedy i ja? Życie mnie pokarało, czy jak? - Zapytałam samej siebie, po czym westchnęłam głęboko, biorąc koszyk i udając się w poszukiwaniu produktów, potrzebnych do zrobienia śniadania.
W sumie nie tylko... trzeba było pokupować zapas żarcia, bo Dongwoo ostatnimi czasy wciągał wszystko co tylko się w tym domu znajdowało, sprawiając że reszta jadła niemal same ochłapy...Miał większy apetyt niż nie jedna babka w ciąży... To smutne.

Oczywiście po zebraniu potrzebnych rzeczy, udałam się do kasy a tam.... kolejki stamtąd jak do Warszawy.
Kas pięć z czego dwie otwarte. No halo, na co te 3 pozostałe? Dla ozdoby?
Pracownicy tego sklepu powinni wiedzieć że rano ludzi napływa tu jakby były jakieś promocje i wykupują wszystko jakby było za darmo.
Chociaż gdyby faktycznie tutaj wszystko było za darmola, to nie byłoby żadnych kolejek i problem byłby z głowy. Niestety, na tym świecie nic za darmo...a szkoda.
Ludzie się przepychali jakby byli na jakimś targu, no istny chaos. Babcie z tyłu krzyczą że spieszą się do lekarza a chciały kupić tylko drożdżówkę i wodę. Kogo to w ogóle obchodzi? Jedna to próbowała się wepchnąć przed jakąś kobietę z dzieckiem, która stała za mną. Dziecko darło się na cały sklep że chce chrupki, a matka drze się na niego żeby się nie darł. Jesus, jaka chora sytuacja.

Kiedy w końcu nadeszła moja kolej, babka próbująca wepchnąć się przed matkę z dzieckiem, tym razem wepchnęła się przede mnie, kiedy to ekspedientka kasowała moje rzeczy.
- Proszę mi skasować szybciutko tylko tą wodę i dwie drożdżówki. Spieszę się. - Powiedziała kobiecina z całkiem chamskim tonem.
- Przepraszam, ale nie mogę. Proszę wrócić na miejsce i poczekać na swoją kolej. - Poprosiła grzecznie sprzedawczyni, nie przestając kasować moich zakupów. Staruszce nie spodobała się ta odpowiedź i wybuchła awantura.
- Trochę więcej szacunku do starszych! W dzisiejszych czasach młodzież jest taka nie wychowana!  - Zaczęła wykrzykiwać na cały sklep. - Ja się tu spieszę do lekarza, bo mam problemy ze stawami, a pani nie chce mi skasować jednej małej wody i drożdżówek!
- No chyba się pani spieszy, ale na zajęcie miejsca autobusie... - Mruknęłam pod nosem, co nie uszło jej uwadze.
- A ty tu nie pyskuj gówniaro! Starsze osoby powinny mieć pierwszeństwo! Wy jesteście młodzi to sobie możecie stać w kolejkach pięć godzin! - Wrzasnęła na mnie że o mały włos mnie nie opluła.
- Proszę się tak do mnie nie odzywać. Mówi pani o szacunku a sama nie ma go pani dla nikogo. Pierwszeństwo sobie może pani mieć... do grobu. Na tym świecie prawa są takie same i dotyczą każdego z nas. Nawet pani! Wie pani co by się stało gdyby wszyscy zaczęli się tak wpychać i wydzierać jak pani teraz? Nikt nie miałby już wstępu do tego sklepu! - Rzuciłam oschle. Zazwyczaj miałam szacunek do osób starszych, ale do takich jak ona to ten szacunek gdzieś znikał. Nienawidziłam takich staruszek.
- Oh! Oh!? Jak się śmiesz tak do mnie odnosić?! - Wrzasnęła i chciała mnie walnąć tymi drożdżówkami, ale zblokowałam jej niedoszłe uderzenie.
- Mówi tu pani o wychowaniu, a sama lepsza nie jest. Proszę zabierać swoje drożdżówki i tą wodę na koniec kolejki. Każdy się gdzieś spieszy, a to że pani jest starsza nie upoważnia pani do wpychania się. Gdyby może była pani o odrobinę milsza, przemyślałabym to, ale w tym wypadku proszę stąd odejść bo chcę spakować swoje zakupy. Mam zaledwie 20 lat a muszę się zajmować dorosłymi ludźmi, którzy zachowują się jakby uciekli z wariatkowa i zamieszkali w dżungli z małpami. Nikogo nie obchodzą pani żądania! - Krzyknęłam, odpychając zszokowana kobietę na bok.
Nagle wszyscy zaczęli mi klaskać. Nie wiem dlaczego. Zrobiłam to co zrobiłby każdy gdyby miał odwagę.
Spakowałam swoje zakupy, zapłaciłam i zadowolona z tej sytuacji wyszłam ze sklepu i udałam się z radosnym uśmiechem do domu.

**********

Kiedy wróciłam, wciąż sen trzymał chłopaków... i Ann, więc postanowiłam przygotować śniadanie.
Rozpakowałam zakupy, wzięłam te potrzebne a resztę pochowałam. Był jeden problem. Nie miałam pojęcia co im zrobić.
Ramen? No ja już tym rzygam. Naleśniki? O tym to już nawet się nie wypowiem.
HA! Tosty z omletami. Całkiem dobry pomysł...chyba. Z resztą... będą jeść to co dostaną. Spróbowali by tylko wybrzydzać. Z resztą ci ludzie pochłaniają wszystko, co dobrze smakuje i ładnie wygląda.        
Tak więc wzięłam się za robienie śniadania. Lepiej żebym ja je robiła niż któreś z nich. Fakt faktem Songyeol'owi całkiem dobrze wychodziło gotowanie... Woohyun też nie był najgorszy... Dongwoo... Taaaa... Ten to płacze nad spalonym jedzeniem, więc lepiej by nigdy nie zabierał się za robienie czegoś do jedzenia. Nie uważam go za aż takiego głupka, ale boję się że sobie odetnie palec przy krojeniu pomidorów...
Pokręciłam energicznie głową i skupiłam się na robieniu jedzenia. Jako pierwszy obudził się Sungjong.
Wszedł zaspany do kuchni, podszedł do lodówki, otworzył ją, zajrzał i znieruchomiał.
Nie wiem czy to przez to że lodówka była pełna i go zamurowało czy też może dlatego że zasnął na stojąco.
- Sungjong...? - Wypowiedziałam cicho jego imię, wyciągając w jego kierunku rękę żeby dotknąć jego ramienia, kiedy nagle się gwałtownie poruszył, że o mały włos nie dostałam przez to palpitacji serca.
Odwrócił się do mnie i spojrzał z pod przymrużonych powiek. Jego wzrok był totalnie martwy. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam i z lekka się przestraszyłam.
- Sungjongie... wszystko dobrze? - Zapytałam, ale zero reakcji z jego strony. Nagle do kuchni wparował Myungsoo. Spojrzał na mnie a potem na chłopaka, stojącego znów nieruchomo.
- Y-yah.. co mu jest? - Zapytałam z lekkim przerażeniem.
- Jemu? - Wskazał na młodego. - Lunatykuje. - Oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Heee?
- No lunatykuje. Lepiej go nie ruszaj. Sam się niedługo obudzi. - Powiedział, podchodząc do lodówki i otwierając ją.
- Jaaaaaa... Skąd tu tyle jedzenia? - Zapytał zszokowany. Ale że on tak serio?
- Ze sklepu. - Powiedziałam, podgrzewając patelnie z olejem.
- Jedzenie samo do nas przyszło ze sklepu? - Co? CO?! Nie możliwe żeby był aż tak głupi... Boże dlaczego nie obdarzyłeś ich choć odrobiną rozumu?
- Tak, wiesz? Dostali cynk że nie mamy nic do jedzenia i sami się wpakowali do lodówki. - Rzuciłam ignorancko. Ten na moje słowa się zaśmiał, wyciągając marchewkę.
- Suuuper!
- Zostaw to. Zaraz będzie śniadanie. Idź lepiej obudź resztę. I zaprowadź Sungjonga z powrotem do łóżka.
- A że kto ja jestem? Pff... - Zapytał lekceważąco, przegryzając marchewkę.
- Lepiej zrób co ci każę albo wsadzę ci tą marchewkę tak głęboko w przełyk, że nawet najlepszy lekarz nie zdoła jej wyciągnąć. - Powiedziałam z przesłodzonym uśmiechem, na co tego jednak strach obleciał i raz dwa zaprowadził przyjaciela do pokoju, z którego wyleciał jak proca, wbiegając do pokoju Woohyuna i Gyu.

********

Kiedy śniadanie było gotowe, wszyscy razem zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy posiłek.
Oczywiście nie mogło się obyć bez kłótni.
- Hej! dlaczego mam limo pod okiem? CO SIĘ WCZORAJ STAŁO?! - Krzyknął Sunggyu. Wszyscy się na niego spojrzeliśmy. Faktycznie, miał fioletowe oko. Ten spojrzał z pod byka na Woohyun'a, który jak gdyby nigdy nic jadł swoje omlety.
- Tyyyy.... Ty to zrobiłeś!? Dlaczego? - Zapytał. Jego złość nagle przerodziła się w smutek. WTF?
- Może sam się uderzyłeś? Bierzesz jakieś dzikie witaminy na noc, po których tobą miota jak szatan i sam sobie zrobiłeś krzywdę. - Odezwał się z pełnymi ostami Jang. Gyu ponownie przybrał bojową postawę.
- Ostatnio mi znikają... NIE WIESZ NIC NA TEN TEMAT, ZŁODZIEJU?! - Wrzasnął, kierując widelec w stronę Dongu.
- Na co mi twoje witaminy? To nawet nie są witaminy... To jakieś zioło! Lubisz być na haju, nie?! - Odkrzyknął chłopak. Nagle nas wszystkich oświeciło. Nasze oczy skierowały się na Myungsoo, spokojnie spożywającego tosta. Gdy się zorientował, że jest obserwowany, spojrzał na nas i zapytał zdziwiony.
- No co?
- HA! To ty mi je kradniesz?! - Krzyknął Sunngyu.
- Ale co? - Zapytał zdezorientowany.
- Moje zioło...yyyy...witaminy!
- HA! Sam się przyznałeś! - Krzyknął Dongwoo pokazując palcem na lidera który był zszokowany własną wypowiedzią.
- Skąd ty je w ogóle masz? - Zapytałam, przegryzając tosta. Zapadła cisza. Sunggyu wyglądał jakby się mocno skupiał nad swoją odpowiedzią. Jeszcze trochę i pęknie mu żyłka, która zaczęła pulsować na jego skroni. W końcu się poddał.
- Kupiłem trochę marychy i znalazłem sposób jak ją przerobić na tabletki. - Powiedział, spuszczając głowę. No serio? SERIO?! Nie spodziewałam się takiej informacji.
- Od Kyu? - Zapytał Dongwoo.
- Tak... - Odpowiedział lider, po czym spojrzał na chłopaka. - A ty skąd wiesz?! - Zapytał. Ten nagle zamilknął, wpychając sobie całego omleta do ust.
- Zaraz zaraz.... powiedział mi że przychodzi do jego jeden koleś pod pseudonimem Dinuś zboczuś. - Zaczął Gyu. Dinuś zboczuś? Serio mało oryginalne, ale to całkiem w stylu Dongwoo.
- Na co ci zioło?! Jakby nie wystarczyło że i tak jesteś głupi, to cię ogłupia po stokroć! - Rzucił chomik.
- A co cię to obchodzi? Moje zioło jest moje i won! - Rzucił ze złością, wstając od stołu i zamykając się pokoju.
- YOLO. - Krzyknął Sungjong, który dotychczas siedział cicho. Jakie kuźwa yolo? Matko, jaka patologia się tu zrobiła. Już nie mam nic do tego ze każdy z każdym się rypie, ale zioło? Nie za dużo tego?
- To pewnie przez te tabletki, Myungsoo myślał że jego poduszka jest w ciąży. - Oznajmiłam, przeżuwając ostatni kawałek tosta. - Nieźle go wtedy musiało kopnąć. Żeby myśleć że poduszka zaszła w ciążę, hahaha! - Zaśmiałam się, po czym wstałam z miejsca i zaniosłam naczynia do kuchni. Nagle z nich wszystkich odezwała się Ann. Ciągle o niej zapominam przez tych... czubków.
- Hej, co powiecie żeby odebrać Hoyę ze szpitala i pojechać na małą wycieczkę do lasu? Wiecie będziemy jak harcerze. Rozbijemy namioty, ognisko...
- Pierwszy raz chyba od pobytu tutaj... powiedziałaś coś sensownego. Dziękuję. - Oznajmiłam.
- A co z tym lunaparkiem? - Zapytała a po uświadomieniu sobie co się stało tamtego dnia, potaknęła głową na swoje słowa.
- W sumie, to nie taki zły pomysł. Może więcej powietrza zrobi im lepiej na mózgi. - Powiedziałam, potakując głową na swoje słowa.
- Mózgi? - Zapytała przyjaciółka.
- Aaaahh... mój błąd. Ale w sumie może już dzisiaj wyruszać. Hej wy! - Krzyknęłam do Sunggyu i Woohyun'a.- Idźcie się spakować. I powiadomić resztę o tym. Jak będziecie gotowi, wyjdźcie na zewnątrz. I weźcie najpotrzebniejsze rzeczy. Najlepiej coś cieplejszego na noc żebyście potem nie krzyczeli i nie płakali że zimno.
- Tak jest! - Krzyknęli równocześnie, zrywając się na nogi i biegając po domu, informując każdego o owym pomyśle.
Podczas gdy oni się pakowali, ja zadzwoniłam do Hoyi.
- Słucham? - Odezwał się głos po drugiej stronie.
- Hoya, słuchaj. Dzisiaj zabieramy cię ze szpitala i jedziemy na wycieczkę do lasu. Co mam ci spakować? - Zapytałam.
- Eeeee...Emi?
- Hm?
- Możesz poprosić Dong... nie... Sunggyu żeby mnie spakował? Jako jedyny wie co wtedy bym wziął. Wolałbym żebyś nie zaglądała mi do szafek. - Powiedział skrępowany.
- Haaa? Czyżbyś miał pochowane sprośne rzeczy? - Zapytałam z nutą podejrzliwości.
- Nie, nie nie! Nic z tych rzeczy...Po prostu...Czuję się nieswojo kiedy dziewczyna chce mi grzebać w bieliźnie... - Wymamrotał. Szczerze... był uroczy.
- Spokojnie, powiem Gyu żeby cię spakował i niedługo się po ciebie zjawimy. - Poinformowałam.
- Okej, do zobaczenia. - Powiedział. Pożegnałam się i rozłączyłam, pakując swoje rzeczy.
Ich pakowanie wyglądało tak jak zawsze. Wrzaski, wyzywanie i tak dalej. Mimo wszystko udało nam się opuścić dorm, wsiąść w taksówkę i skierować do szpitala. Sungyeol wciąż wyglądał na przybitego. Widać że ta sprawa z jego wyznaniem orientacji i miłości Do Myungsoo, wciąż mu sprawiała ból.
- Hej... Rozchmurz się. - Rzuciłam do chłopaka.
- Jak mam się rozchmurzyć? To nie jest takie łatwe...Nie sądziłem że aż tak zareaguje... - Powiedział ze smutkiem.
- Spokojnie. Mam pomysł. - Rzuciłam z uśmiechem.
- Co?
- Zaufaj mi. Nie może cię wiecznie unikać. Będziesz miał szansę z nim pogadać i wyjaśnić mu to i tamto. - Dodałam z szerokim uśmiechem. Ten jedynie patrzył nam nie zdezorientowany. Już ja pokaże Myungsoo, jak się zachowują prawdziwi faceci.
Miałam nadzieje, że nasza wycieczka nie zamieni się w jakiś koszmar, że będzie spokojnie i bezproblemowo. Niestety... na nadziei się pewnie zakończy.

sobota, 6 lipca 2013

The Versatile Blogger.


Dopsze... nie spodziewałam się ale mój blog został nominowany do The Versatile Blogger. ;-;
Dziękuje za nominowanie przez Mingi z http://bigkoreandream.blogspot.com/2013/07/the-versatile-blogger.html :3
Miło mi że ktoś docenia moją pracę ;___;

A więc... Zasady:

1. Podziękować nominującemu na jego blogu. [ już to zrobiłam i raz jeszcze dziękuję ]
2. Pokazać nagrodę The Versatile Blogger na swoim blogu. 
3. Ujawnić siedem faktów o sobie.
4. Nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Siedem faktów o Niki:  

1. Interesuje się kpopem od 4-5 lat. 
2. Lubię oglądać anime. 
3. Mam wybuchowy charakter.
4. Jestem leniwa.
5. Jestem bardzo uparta.
6. Kocham słodycze.
7. Potrafię wysłuchać i doradzić. [ a przynajmniej się staram. ]

A więc ja nominuję: 

1. http://hoyayaho.blogspot.com/
2. http://shinee-zniszczy-ci-mozg.blogspot.com/
3. http://gtopstories.blogspot.com/
4. http://fanfiction-pl.blogspot.com/
5. http://crazyyaoi.blogspot.com/

Aż piętnastu blogów nie nominuję bo za wiele nie czytam, dlatego przepraszam.
Te wyżej wymienione są moimi ulubionymi :3
Dziękuję <3