środa, 31 lipca 2013

Rozdział 16. "Mikołaj nie istnieje!"

~ Z punktu widzenia Dongwoo ~

Niewierze że Emi zorganizowała cały ten biwak. Nie dość że nas przywiozła do jakiegoś lasu, który wygląda jak ze Slendera, to jeszcze wysyła nas na poszukiwanie jakiś patyków. Ona nawet nie wie czy są tu jakieś dzikie zwierzęta, co by to nas z chęcią zjadły. Ughhr.
- Ale..Ale...Chwila. Ee? Gdzie jestem? Gdzie Myungsoo i Sungyeol? Zostawili mnie? Eh? Dlaczego? Umrę? Boże, czy to kara za to że zabiłem niechcący staruszkę? A może to przez zabitą wiewiórkę? BOŻE NO WYBACZ MI! STANĘ SIĘ LEPSZYM CZŁOWIEKIEM! - Krzyknąłem, a moje echo zaczęło odbijać się od drzew, biegnąc dalej i dalej niosąc mój krzyk aż w końcu ucichło.
Naprawdę nienawidzę być sam. Nie ma się do kogo odezwać, ani komu ponarzekać i zaplanować plan zemsty na Emi.
Dlaczego to ja zawsze obrywam? Serio jestem aż taki głupi? Oh? Mi się wydaje że jestem po prostu oryginalny. Nikt nie może się tak zachowywać oprócz mnie. Hmm. Chociaż nie... Reszta nie zachowuje się lepiej. Może powinienem się zmienić? Zachowywać się porządniej i nie sprawiać problemów? W końcu Emi tak bardzo się o nas martwi. ...............
- EEEEH? Co jest? Co ten las mi robi? Dlaczego takie myśli chodzą mi po głowie? Przecież nie o takich rzeczach ja myślę. Lesie! To twoja wina! SPŁOŃ!- Krzyknąłem, kiedy nagle usłyszałem że kilka metrów za mną coś się dymi. Zrobiłem kilka kroków i faktycznie...drzewo zaczęło się jarać.
- Oesu... Czy ja mam jakiś dar o którym nie wiem? Więc aż tak bardzo mnie nienawidzisz, boże? Boże? Jesteś tam? Odezwij się! Daj jakiś znak że nadal mnie kochasz! - Cisza.
Dobra... To był chyba przypadek. Więc w takim razie... jak to drzewo się zapaliło?
Będąc ciekawym, skierowałem się do płonącego drzewa. Szczerze mówiąc, jarało się w niesamowicie szybkim tempie. Ktoś je polał benzyną?
Rozejrzałem się ale nikogo nie zauważyłem. Pewnie oprawca zwiał. Wiedział że jestem niedaleko i wszystko pójdzie na mnie.
- Tak naprawdę, nigdy w ciebie nie wierzyłem BOŻE! - Po raz kolejny z rzędu wrzasnął rmi ze wściekłością ruszyłem przed siebie.

*********

Po jakimś czasie chodzenia, nieźle się zmęczyłem. A w ogóle to gdzie ja znowu jestem?
Rozejrzałem się i w oddali zauważyłem mały domek. W sumie to nie był domek a jakiś kantorek w środku lasu. Trochę bałem się do niego podejść bo wyglądał złowrogo. Wszystko co stoi po środku lasu, pola czy innych takich - jest złe, a ja... byłem bardzo... strachliwym człowiekiem.
Mimo wszystko postanowiłem się zachować jak faceta przystało i  skierowałem swoje kroki w kierunku owego kantorka.
Byłem coraz bliżej i bliżej. Wyciągnąłem nawet rękę żeby szybko otworzyć i schować się za najbliższe drzewo w razie czego, ale nagły ryk, który dochodził z głębi lasu, zmusił mnie do schowania się w tym kantorku.
To co tam ujrzałem w sumie nie powinno zdziwić, ale jednak. Obściskujący się Myungsoo i Sungyeol, do połowy rozebrani? Nie widuje się tego codziennie. Tym bardziej że przecież Myungsoo nas nienawidzi bo jesteśmy inni. Jesteśmy gejami i się tego nie wstydzimy!
- Ohoho? No proszę proszę. Cóż za niegrzeczne dongsaengi. HAHAHA!
- Nic nie widziałeś... - Wysyczał Myungsoo zapinając swoją koszulę.
- Jasne Jasne. Widzę że doszliście do... porozumienia. Hahaha! Okej, bo mamy gorszy problem.
- Już gorzej być nie może, skoro ty tu jesteś. - Odezwał się Sungyeol, układając swoja fryzurę. Wtedy nasza trójka usłyszała kolejny ryk, który się do nas zbliżał.
- Emi mi słono zapłaci jeśli to przeżyje. Jeśli nie? Będę ją nawiedzał do końca jej życia. - Oznajmiłem, potakując głową na swoje słowa.
- Jesteś bardziej mięsisty. Jakby co, zostaniesz jako pierwszy zjedzony. - Rzucił Myungsoo z szyderczym uśmiechem.
- Ty diable... - Wyszeptałem. - Uważaj bo jestem też silny i będę mógł Cię jako pierwszego stąd wyrzucić. Wtedy zobaczymy czy będziesz taki mądry, jak będziesz spierdzielał prze ogromnym niedźwiedziem, który mógłby cię zniszczyć jednym machnięciem. - Rzuciłem po czym lekko rozchyliłem drzwi, by zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Nie widziałem tego cholernego niedźwiedzia, dopóki, ni ujrzałem biegnących w naszym kierunku Hoyę i Woohyuna. Za nimi biegł dość szybko wielki niedźwiedź a z jego pyska toczyła się piana. WTF?
- Nie biegnijcie tu! Tu nie ma miejsca! Idźcie stąd! - Krzyknął Sungyeol, przykucając i wyglądając przez uchylone drzwi. Niestety, nasi przyjaciele nie posłuchali i jak burza wparowali do kantorka, który ledwo pomieścił nas trzech a jest już nas piątka.
- PRZECIEŻ MÓWIŁEM ŻEBYŚCIE SPIEPRZALI! NIE WIDZICIE ŻE NIE MA MIEJSCA? ZABIERACIE NAM OSTATNI TLEN! - Wrzasnął Sungyeol, będąc dociskanym przeze mnie do Myungsoo. Nie mogłem zrobić żadnego ruchu.
- Zamknij się! Myśleliśmy że to wejście do Narni, dlatego tu wbiegliśmy! - rzucił Woohyun.
- Nie kłam! Widziałeś mnie i słyszałeś Sungyeol'a! Jak śmiesz używać tak słabych wymówek?! Narnia nie istnieje!  - Krzyknąłem.
- MIKOŁAJ NIE ISTNIEJE! Twoje prezenty to nie od mikołaja tylko do nas, głupku! Wiesz ile musiałem wydać kasy na ten twój zestaw małego chemika?! Na kij ci to skoro tego nie używasz?! - Odkrzyknął Woohyun.
Żyłem w kłamstwie? Więc te wszystkie prezenty, które znajdywałem pod choinką, kupowali mi rodzice? Jak mam dalej żyć? ;;
- Moglibyście się nie drzeć?! Może jak się zamkniecie to niedźwiedź sobie pójdzie! - Odezwał się Hoya, na którego twarzy widniał ból.
- A ty czemu nie powiedziałeś że zostaniesz jeszcze w szpitalu skoro nie wydobrzałeś?! - Wrzasnąłem, ilustrując go wzrokiem.
- Miałem dosyć ciągłego leżenia i nic nierobienia! Jak tak chcesz, to sam sobie wpadnij pod samochód i leż w śpiączce a potem jeszcze kilka dni na obserwacji! Zobaczymy czy ci tyłek nie zdrętwieje i nie stracisz czucia w nogach! - Odpowiedział ze złością, prychając. Mimo jego niedoleczonego stanu, cieszyłem się że wrócił. Tęskniłem za nim. Bez niego było pusto. Bez Hoyi Inifnite to nie Infinite.
Mimo że zachowywał się tak jak inni, czyli był najgłupszym głupkiem i zawsze konkurował z Woohyunem, to w najcięższych chwilach on poprawiał nam humor.
Jego niezrozumiałe żarty nadal są niezrozumiałe, ale są tak głupie i niezrozumiałe że aż śmieszne.
Ah.. Powtórzyłem się.
Naszej piątce zaczynało brakować powietrza, bo szczerze mówiąc w tym kantorku nieźle waliło. jakby ktoś umarł a jego zwłoki rozkładały się bóg wie ile i ten zapach nigdy się stąd nie ulotnił.
Chociaż... gdyby się bardziej skupić i przyjrzeć po dwóch stronach wisiały piły i inne narzędzia, które były zakrwawione.
- Chłopaki... - Wymamrotałem.
- Co? - Zapytali jednocześnie.
- Umrzemy tu...
- Co ty za głupoty gadasz? - Zapytał Hoya. Kiedy wskazałem im na owe narzędzia ich oczy się rozszerzyły, a ja z krzykiem wybiegłem z kantorka natrafiając na niedźwiedzia, który krążył koło nas i z jeszcze głośniejszym krzykiem zacząłem uciekać, kiedy zwierze zaczęło mnie gonić.
Wtedy usłyszałem krzyki reszty, która biegła zaraz za mną, taranując niedźwiedzia i dołączając do mnie.
- Jak śmiesz sam sobie uciekać?! - Krzyknął Hoya.
- Skoro razem jesteśmy to przynajmniej razem uciekajmy! - Dodał Woohyun.
- Powaliliście niedźwiedzia! - Krzyknąłem, nie przestając biec.
- Nie będziesz sam umierał! Po za tym nie możesz umrzeć jako pierwszy! - Krzyknął Sungyeol.
- A mnie to bez różnicy, kto umrze pierwszy. Ja biegnę bo nie chciałem zostać tam sam. - Dodał cicho Myungsoo.
Tak....On nigdy nie był dobry w wyrażaniu uczuć. No chyba że chodziło o jego poduszkę.
Cieszyłem się z ich słów. Wiedziałem że nigdy nie zostanę sam, pomimo mojego zachowania i charakteru. Wspieraliśmy się pomimo wielu kłótni i niedogodzeń. Miałem nadzieje że już tak będzie zawsze.
SERIO LESIE?! COŚ ZE MNĄ ZROBIŁ?!
Nagle przestałem biec, kiedy nie czułem pod sobą gruntu. Okazało się że właśnie wpadam w jakąś wielką dziurę.
Kiedy wylądowałem, reszta spojrzała na mnie z góry, wołając czy nic mi nie jest.
- Nie! Poza tym ze mam wszędzie piasek i boli mnie kostka to chyba nic! - Odkrzyknąłem i zauważyłem że reszta łapie się za ręce, tworząc typowy sznur i próbując mnie wyciągnąć. Hoya wyciągał do mnie rękę, ale wciąż było za daleko.
- Nie sięgam! MOŻE WYHODUJESZ TRZECIĄ RĘKĘ Z DŁONI? - Krzyknąłem.
- Zamilcz albo cię tam zostawię! -Odkrzyknął.
- Nie dasz rady!
- No wiem, ale staram się, więc współpracuj! - Wrzasnął, kiedy, ktoś nie wytrzymał u puścił Woohyuna, który trzymał Hoyę i w efekcie oboje zlecieli.
Na szczęście nic im nie było. Spojrzałem w górę i ujrzałem Sungyeol'a, którego twarz wyrażała przerażenie i rozczarowanie.
-  JAK MOGŁEŚ PUŚCIĆ, CHUDZIELCU!? - Krzyknąłem.
- Nie mam tyle siły jak wasza trójka razem wzięta!
- Poszukamy pomocy. Nie ruszajcie się stąd! - Krzyknął Myungsoo. Serio? SERIO? Gdzie ja niby miałem się ruszyć?! Co za kretyn.
Tak więc zostaliśmy we trojkę, w ciemnym lesie, w ciemnej i zimnej dziurze, głodni i zmęczeni.
Miałem znaleźć tylko kilka badylów na rozpałkę, a przez swoją dezorientację, natrafiłem na niedźwiedzia, niemal uprawiających seks Sungyeola i Myungsoo aż skończyłem w dziurze.
Na pewno umrę. Skoro L i Yeollie poszli po pomoc... Na bank nie wrócą.
Mimo wszystko starałem się być dobrej myśli choć łatwo nie było, ponieważ z reguły  takich sytuacjach byłem pesymistą. Postanowiliśmy odpocząć, a w razie gdyby chłopaki nie wrócili, spróbujemy sami się wydostać.



1 komentarz:

  1. serio? staranowali NIEDŹWIEDZIA? SERIO? RYLI RYLI? XDDDDDDDDDDDDD niedźwiedź był głodny, chciał skosztować dobrego mięska a ci go po prostu tak zostawili samego;;;;; to nieludzkie;;;;;;;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń